Kilka pokoleń skoczków spotkało się na poligonie Pasternik
Kilka pokoleń skoczków spadochronowych spotkało się na podkrakowskim poligonie Pasternik. Swój trzytysięczny skok oddał tam dowódca 2. Korpusu Zmechanizowanego gen. broni Mieczysław Bieniek.
13.10.2006 | aktual.: 13.10.2006 16:20
Podczas jubileuszowego skoku generałowi asystowało 18 doświadczonych skoczków - instruktorów. Towarzyszyli mu dwaj synowie, oficerowie Wojska Polskiego - Mieczysław i Piotr oraz Aleksandra Gruszka - zawodniczka Wojskowego Klubu Sportowego Wawel. Skakała także Monika Filipowska-Sadowy - mistrzyni świata w skokach spadochronowych.
Trzytysięczny skok z wysokości 4 tys. m odbył się w piątek, 13. dnia miesiąca, o godz. 13.13 z samolotu CASA z trzynastką w numerze pokładowym. Spadochroniarze twierdzą jednak, że nie są przesądni. Ziemia, która jest równa dla wszystkich - szeregowych i generałów - przyjęła mnie bardzo łaskawie - mówił tuż po wylądowaniu gen. Bieniek, któremu gratulowało tak wiele osób, że przez kilkanaście minut nie mógł rozebrać się z kombinezonu.
Zgodnie ze zwyczajem spadochroniarzy odbyło się pasowanie. Każdy, kto oddał więcej niż 3 tys. skoków - nawet podwładny - miał prawo uderzyć gen. Bieńka w część ciała, na której się siada. Jak mówił generał, skakanie "to dreszczyk emocji, adrenalina i w końcu zwykły ludzki strach".
Gen. Bieniek dziękował serdecznie swojej żonie Grażynie, która musiała w piątek obserwować trzech najbliższych jej mężczyzn w powietrzu. Córka generała, Magdalena, również skacze ze spadochronem, ale tym razem nie dołączyła do rodziny.
Potem był żołnierski piknik z grochówką i wspomnieniami. Grała orkiestra Garnizonu Kraków, zespół Czasza i góralska kapela z Kęt.
Na spotkanie w Krakowie przyjechało wielu doświadczonych, dziś już emerytowanych skoczków m.in. 75-letni Roman Lewandowski, nestor spadochroniarstwa i konstruktor spadochronów.
Spadochrony, jak i cały postęp w technice, idą niczym rzeka do przodu. Ale zawsze twierdzę, że wrażenia podczas skoku są podobne, a ziemia jest zawsze tak samo twarda. Trzeba mieć opanowanie, które można osiągnąć przez trening, zamiłowanie i łut szczęścia- mówił mjr Augustyn Konior, który oddał blisko 2 tys. skoków. Był pierwszym dowódcą plutonu wyczynowego skoczków 6. Pomorskiej Dywizji. Spadochroniarską tradycję kontynuuje jego syn.
Piątkowe spotkanie dedykowane było wszystkim żołnierzom - spadochroniarzom, którzy zasłużyli na społeczne uznanie za ich trud i pełną poświęcenia służbę ojczyźnie w czasie wojny i pokoju.