PolskaKrajowa Rada Sądownicza łamie prawo?

Krajowa Rada Sądownicza łamie prawo?

Krajowa Rada Sądownictwa narusza przepisy prawa i konstytucji oraz fałszuje własne uchwały, byle tylko nie dopuścić do zawodu sędziego osób spoza korporacji sędziowskiej. Takie wnioski płyną ze sprawy adwokat Ewy T., do której dotarł Wprost24.pl.

12.08.2009 12:45

Adwokat Ewa T. zgłosiła swoją kandydaturę na stanowisko sędziego Sądu Okręgowego w Gdańsku pod koniec 2007 r. W gdańskim sądzie wolnych było dziewięć etatów sędziowskich. Adwokat spełniała wszystkie kryteria niezbędne do tego, by KRS przedstawiło jej kandydaturę prezydentowi, który podejmuje ostateczną decyzję o nominacji sędziów.

O dziewięć wolnych stanowisk oprócz niej ubiegało się również dziewięciu innych kandydatów - sędziów sądu rejonowego należących do korporacji sędziowskiej. Ale KRS postanowiła wszystkimi sposobami strzec interesów własnej korporacji.

16 lipca 2008 roku Krajowa Rada Sądownictwa, rozpatrując zgłoszone kandydatury, podjęła decyzję, że Ewa T. nie zostanie przedstawiona prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu z wnioskiem o powołanie na stanowisko sędziego Sądu Okręgowego w Gdańsku. KRS podjęła swoją decyzję w oparciu o wyniki głosowania nad kandydaturami na posiedzeniu Zgromadzenia Przedstawicieli Sędziów Okręgu Sądu Okręgowego w Gdańsku. Szkopuł w tym, że KRS nie podała kryteriów, jakim kierowała się przy odrzuceniu wniosku, chociaż miała obowiązek to zrobić.

To jednak nie koniec skandalicznych nieprawidłowości w tej sprawie. Sędziowie oceniający mecenas dowiedzieli się również, że stan zdrowia Ewy T. nie pozwala jej na wykonywanie zawodu sędziego. Jest to o tyle dziwne, że adwokat składając dokumenty niezbędne do ubiegania się o stanowisko przedstawiła zaświadczenie otrzymane od lekarza medycyny pracy, stwierdzające brak przeciwwskazań lekarskich do pełnienia funkcji sędziego.

KRS wyręcza prezydenta

Kuriozalny jest również argument pojawiający się w uzasadnieniu uchwały o odrzuceniu kandydatury mecenas T., że skoro wakatów jest tylko dziewięć, a kandydatów zgłosiło się dziesięciu, należy odrzucić tę kandydaturę, którą Rada uznała za najsłabszą. W ten sposób przedstawiciele Rady zachowali się tak, jakby decyzja o nominowaniu sędziów leżała w ich kompetencjach. Tymczasem ostatnie słowo należy w tej sprawie do prezydenta, który może odrzucić kandydatury zgłoszone przez KRS.

Nic nie stało więc na przeszkodzie, aby przedstawić prezydentowi jednego kandydata więcej. Wtedy jednak pojawiłoby się ryzyko, że głowa państwa odrzuci nie panią mecenas, a któregoś z sędziów, a tego najwyraźniej KRS chciała uniknąć.

Artur Bartkiewicz

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)