Krajobraz po Ramadi. Klęska Bagdadu, duży sukces Państwa Islamskiego
Po serii porażek, Państwo Islamskie odniosło spektakularny sukces, zdobywając Ramadi, stolicę prowincji Anbar. Wiele wskazuje na to, że może tam zostać przez długi czas. - To pokazuje, że armia iracka jest wciąż bytem wirtualnym - mówi WP Tomasz Otłowski, ekspert ds. Bliskiego Wschodu.
19.05.2015 | aktual.: 19.05.2015 13:27
W poniedziałkowe popołudnie na drodze w okolicy miasta Rutba w irackiej prowincji Anbar pojawiły się setki czarnych flag, pod którymi paradowały dziesiątki pojazdów z bojownikami Państwa Islamskiego. Dżihadyści uczcili w ten sposób swój największy militarny sukces od wielu miesięcy - zdobycie Ramadi, położonej 100 km od Bagdadu stolicy prowincji. To liczące niegdyś prawie pół miliona mieszkańców miasto, bronione przez ponad tysiąc irackich żołnierzy i policjantów, zostało w niedzielę wzięte przez ledwie kilkuset terrorystów spod znaku kalifatu.
Zwycięstwo ISIS przyszło w trudnym dla organizacji czasie: w ciągu ostatnich miesięcy jej bojownicy zostali wypchnięci z ważnego symbolicznie miasta Tikrit na północy kraju, stracili dużą część kontrolowanych przez nich pól naftowych, a poważnie ranny obwołany kalifem lider organizacji Abu Bakr al-Bagdadi. Ciosem była też piątkowa operacja amerykańskich sił specjalnych w al-Amr Syrii, podczas której zabity został jeden z najważniejszych dowódców wojskowych Państwa Islamskiego.
Zdaniem Tomasza Otłowskiego, analityka Fundacji Pułaskiego specjalizującego się w sprawach Bliskiego Wschodu, zdobycie Ramadi to duży sukces dla organizacji terrorystycznej, ale jeszcze większa porażka dla irackich sił rządowych, które w niedzielę uciekły z miasta pod naporem dżihadystów.
- W wymiarze propagandowo-medialnym i psychologicznym to absolutna klęska Bagdadu i jego sił zbrojnych, porównywalna z tym, co działo się latem ub. roku, kiedy Państwo Islamskie zdobyło Mosul (trzecie największe miasto w Iraku) - mówi Otłowski. - Teraz ponoć armia miała już otrząsnąć się i okrzepnąć, nabierając doświadczenia i szkoląc intensywnie. Tymczasem Ramadi to przekreślenie wszystkich korzyści propagandowych odniesionych po odbiciu Tikritu. To dowód na to, że armia iracka jest wciąż bytem wirtualnym. Ale nie może być inaczej, jeśli gros środków rządu w Bagdadzie idzie na wyposażanie i szkolenie milicji szyickich, nie zaś armii - dodaje.
Znaczenie klęski sił irackich wykracza jednak ponad wymiar propagandowy. Zdobycie położonego nad Eufratem Ramadi umożliwi dżihadystom skupienie się na innych odcinkach walki, m.in. na Faludży - ostatniego dużego miasta na drodze do Bagdadu, którą od ponad roku próbują odbić siły koalicji.
Nie jest jednak pewne, czy liczące ledwie kilkaset osób oddziały dżihadystów będą w stanie na dłużej utrzymać kontrolę nad stolicą prowincji Anbar. Już w poniedziałek rano ogłoszono kontrofensywę szyickich milicji, które dotąd w walkach okazywały się bardziej skuteczne od irackiej regularnej armii. Swoją pomoc - z powietrza - zadeklarowały przy tym Stany Zjednoczone. Przed ofensywą stoją jednak dwa poważne problemy: po pierwsze, Anbar to teren zdominowany przez sunnitów, którzy byli dotąd przeciwni działaniom oskarżanych o zbrodnie szyickich oddziałów. Po drugie, bojownikom ISIS sprzyja geografia. Zdaniem Tomasza Otłowskiego, jeśli terroryści zdołają szybko umocnić swoje pozycje, będą w stanie bronić się przez długie tygodnie nawet w obliczu dużej przewagi liczebnej przeciwnika.
- Ramadi znajduje się w głębi obszaru kontrolowanego w tej części kraju przez kalifat. Dogodny dostęp do miasta z terenów kontrolowanych przez rząd wiedzie tylko jedną drogą, ze wschodu, wzdłuż doliny Eufratu, którą to szosę bardzo łatwo zablokować i bronić - mówi Otłowski - Z kolei dostęp od strony pustyni z południa wyklucza w praktyce zastosowanie sprzętu cięższego niż “technicalsy” [samochody terenowe przystosowane do działań bojowych] i pojazdy klasy Humvee. Prawda jest taka, że obecnie Ramadi jest znacznie łatwiej bronić, niż atakować - podsumowuje ekspert.