PublicystykaKoziński: Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz trafią do Trybunału Konstytucyjnego. "Nagrody i kary" [OPINIA]

Koziński: Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz trafią do Trybunału Konstytucyjnego. "Nagrody i kary" [OPINIA]

Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz w Trybunale Konstytucyjnym to problem dla prezydenta. I policzek wymierzony sędziom.

Koziński: Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz trafią do Trybunału Konstytucyjnego. "Nagrody i kary" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Agaton Koziński

Wybór Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza na członków Trybunału Konstytucyjnego to wyraźny sygnał, że warto stać za Jarosławem Kaczyńskim do końca, także w najbardziej kontrowersyjnych momentach - bo prezes PiS spłaca długi, przyznaje nagrody za takie zachowania. To właśnie dlatego dwójka posłów, którzy w poprzedniej kadencji Sejmu, skupiali na sobie najwięcej uwagi, wywoływała najwięcej komentarzy, została wybrana na członków TK.

W 2015 r., tuż po wyborach, przez Sejm przetoczyła się batalia o Trybunał Konstytucyjny. Nowa większość, którą stworzył PiS, podważyła wybór poprzedniej większości, wysyłającej do TK pięciu sędziów. Według PiS w ten sposób Platforma Obywatelska i PSL (do wyborów w 2015 r. tworzące większość sejmową) weszły w kompetencje posłów kolejnej kadencji.

Abstrahując od tego, kto w ówczesnym sporze miał rację, warto przypomnieć inną kwestię: jak ważne dla PiS były tamte głosowania dotyczące Trybunału. To wtedy po raz pierwszy w poprzedniej kadencji doszło do nocnego przepychania ustaw przez Sejm - czego kulminacją było nocne zaprzysiężenie nowych sędziów TK przez prezydenta.

Trzymać linię do końca

To wtedy klub PiS, liczący 235 posłów, się zintegrował. Tamte głosowania, nastrój tamtych posiedzeń, był jak wspólna walka w okopach w czasie wojny. Posłowie PiS zrozumieli, że muszą stać ramię w ramię, bo inaczej zostaną rozjechani przez opozycję. Wtedy linię utrzymali - i do końca kadencji nie zdarzyło im się jej złamać.

Teraz przy wyborze nowych sędziów TK miała miejsce podobna sytuacja - choć już bez tamtych emocji. Owszem, opozycja je podkręcała, kartoniada z napisem "Hańba" trochę przypomniała atmosferę obrad z 2015 r. Ale posłowie PiS stali w linii, nikt jej nie złamał. Pawłowicz i Piotrowicz przeszli przez głosowania bez żadnego problemu.

Ta dwójka była kluczowa w nocnych posiedzeniach Sejmu cztery lata temu. Piotrowicz był wtedy autorem i sprawozdawcą najważniejszych ustaw dotyczących reformy sądownictwa. Pawłowicz wspierała go w tym merytorycznie i werbalnie. Teraz oboje otrzymali nominacje na jedne z najbardziej prestiżowych stanowisk w systemie władzy w Polsce. Wyraźny sygnał dla tych, którzy w 2015 r. stali równo w linii: za odwagę na froncie są prestiżowe nagrody. Warto się starać.

Do zamknięcia procedury wyboru pary kontrowersyjnych eks-posłów potrzebne jest jeszcze zaprzysiężenie ich przez prezydenta. Trudno zakładać, żeby do niego nie doszło. Owszem, Andrzej Duda odmówił cztery lata temu zaprzysiężenia sędziów wtedy wybranych - ale powołał się na poważne wątpliwości dotyczące legalności ich wyboru. Teraz wątpliwości nie ma, wybór Pawłowicz i Piotrowicz (a także Jakuba Stelina) został dokonany lege artis. Duda nie ma argumentu, który pozwoliłby mu odmówić ich zaprzysiężenia.

Kosztowne zdjęcia

Tyle że koszt czysto polityczny tego aktu będzie dla niego wysoki. Pawłowicz i Piotrowicz mają mocno obciążoną hipotekę. Pani profesor dała się poznać z języka, który w poprzedniej kadencji brutalnie nadwyrężał standardy parlamentarne. Pan prokurator z kolei cały czas musi się tłumaczyć z tego, co robił w latach komunizmu.

Bo nawet jeśli za dobrą monetę przyjąć jego tłumaczenia o tym, że pracując wtedy w prokuraturze nie robił nic złego, to sam fakt, że tam wtedy pracował (również w latach stanu wojennego) nie jest - mówiąc eufemistycznie - dla niego powodem do dumy. Podobnie jak dla całej formacji, którą teraz reprezentuje, a która chętnie wymachuje flagą walki z komunizmem i rozliczania lat PRL-u.

Teraz Andrzej Duda ma tylko złe wybory. Teoretycznie mógłby odmówić przyjęcia przysięgi od tej dwójki (powołując się na przykład na opinię Adama Bodnara, który wskazywał na to, że wybór do TK kandydatów mających więcej niż 65 lat jest wbrew wymogom ustawowym) - ale wtedy narazi się PiS.

Natomiast jeśli tę przysięgę przyjmie, sprawi, że w świat pójdą jego wspólne zdjęcia z uroczystości, na których będzie on, a także Pawłowicz i Piotrowicz. Źle na tych fotografiach będzie wyglądać - nawet jeśli założy nowy garnitur i nieopatrzony krawat.

Takie zdjęcia będą go kosztować punkty w wyborach prezydenckich. Nie przypadkiem Piotrowicz nie uzyskał mandatu posła w październikowych wyborach - mimo że miał dobre miejsce na liście i startował z wybitnie pisowskiego okręgu wyborczego. Ten brak wyboru był jasnym, dobitnym sygnałem. Teraz rykoszetem oberwie również Andrzej Duda. Może się tylko zastanawiać, w jaki sposób zminimalizować straty.

Ale wybór Pawłowicz i Piotrowicza do Trybunału Konstytucyjnego to przede wszystkim komunikat skierowany do sędziów w Polsce, dla całej "nadzwyczajnej kasty", która tak mocno opierała się reformom w poprzedniej kadencji. Miejsce w TK zawsze było uważane za zwieńczenie ich karier - a teraz te miejsca zajmą osoby, których oni nienawidzą nienawiścią krystalicznie czystą. Dla nich to policzek prostu w twarz. Bardzo mocny policzek.

I pewnie przede wszystkim o to chodzi w nominacji dla Pawłowicz i Piotrowicz.

Agaton Koziński dla WP Opinie

Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)