Kościół szkoli osoby, które będą pomagać ofiarom nadużyć seksualnych
Brak merytorycznego przygotowania duchownych sprawia, że wciąż nie powstały ośrodki pomocy dla ofiar nadużyć seksualnych w Kościele katolickim. Wcześniej musimy przeszkolić osoby, które będą się tym zajmować - wyjaśnia koordynator Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży o. Adam Żak.
Zgodnie z zamierzeniami episkopatu w kraju miało powstać kilka (4 lub 5) ośrodków pomocy; ich organizacją miał się zająć założyciel krakowskiego Centrum Ochrony Dziecka, jezuita o. Adam Żak. Dziś zamiast o ośrodkach woli mówić o punktach kontaktowych.
- One nie powstały, bo w trakcje przygotowań do tworzenia tych punktów stało się jasne, że nie będą dobrze funkcjonować, ponieważ nie ma dla nich zaplecza w Kościele. W związku z tym zmieniamy metodę - zamiast tworzyć najpierw punkty kontaktowe, powołaliśmy we wszystkich diecezjach delegatów i duszpasterzy ds. pomocy ofiarom nadużyć seksualnych popełnianych przez duchownych. Dzięki nim, gdy punkty kontaktowe powstaną, będą miały się z kim kontaktować i gdzie zgłaszać zdarzenia - wyjaśnił o. Żak w rozmowie z PAP.
Jak dodał, wiedza jest potrzebna zwłaszcza delegatom, by mogli dobrze doradzać swoim przełożonym w sprawach, w których chodzi o wykorzystywanie seksualne dzieci i młodzieży. - Z drugiej strony powinni oni mieć odpowiednie informacje co do sposobu postępowania w przypadku takich zgłoszeń, znać prawo państwowe i kościelne, procedury - wyjaśnił.
O.Żak poinformował, że w czasie wakacji przeszkolono ponad 80 osób z większości diecezji i jurysdykcji zakonnych. - Ale chętnych jest więcej, więc będziemy te szkolenia dalej prowadzić. Jednocześnie będę prowadził rekrutację i otwierał punkty kontaktowe - zapowiedział.
Wyjaśnił, że poszczególne jednostki kościelne będą przypisane do poszczególnych punktów. Dodał, że w większości regionów są już osoby, które zadeklarowały chęć współpracy w tych punktach.
Pytany, kiedy Polacy zostaną poinformowani, że w Kościele działają już ośrodki pomocy dla pokrzywdzonych, powiedział, że nie chce o nich informować, zanim zaczną funkcjonować. Zaznaczył jednocześnie, że pod pewnym względem taka pomoc już działa, bo pokrzywdzeni zgłaszają się do delegatów powołanych w diecezjach.
- Punkty kontaktowe nie będą alternatywą dla delegatów, tylko ułatwieniem dla ofiary - tu będzie otrzymywać informacje i wsparcie, stąd zostanie pokierowana dalej, by mogła zadziałać w sposób skuteczny dla siebie - zaznaczył o. Żak.
Nie umiał powiedzieć, ile rocznie jest zgłoszeń o wykorzystywaniu dzieci przez duchownych. - Nie ma centralnego rejestru dokumentującego takie zdarzenia. To słabość i jeden z postulatów delegatów do przełożonych. Ale młyny decyzyjne mielą powoli - powiedział. Podkreślił jednak, że decyzją KEP wszystkie przypadki, w których działa prokuratura albo doszło do aresztowania księdza, muszą być zgłoszone do episkopatu.
Pytany, kim są delegaci, ojciec Żak przyznał, że to duchowni. Zaznaczył jednak, że zgodnie z wytycznymi KEP mogą to być również osoby świeckie - zależy to od decyzji przełożonego. - Jednak nie widzę sensu naciskania, żeby tak było od razu. Widzę raczej potrzebę, by jak najszerzej upowszechniać wśród duchownych solidną wiedzę dotyczącą ochrony dzieci - wyjaśnił koordynator. Jego zdaniem w sprawach dotyczących wykorzystywania seksualnego konieczne są zmiana myślenia, dobra wola i wypracowanie właściwych struktur. - Potrzebna jest od dołu do góry poważna mobilizacja w tym kierunku, by ochrona dziecka stała się właściwa - podkreślił o. Żak.
Kilka dni temu podczas 12. Ogólnopolskiej Konferencji "Pomoc Dzieciom - Ofiarom Przestępstw" o procedurach postępowania kanonicznego i państwowego przypadkach nadużyć seksualnych duchownych wobec dzieci mówił ks. dr Jan Dohnalik - doktor prawa kanonicznego, kanclerz kurii biskupiej Ordynariatu Polowego.
Jak podkreślał, w procedurze kanonicznej zgłoszenie o czynie krzywdzącym osobę poniżej 18. roku życia do przełożonego duchownego może mieć różną formę - może to być formalny list, informacja od świadka zdarzenia, nauczyciela, rodzica, kogoś bliskiego, od fundacji i od samego poszkodowanego. - Jeśli zgłoszenie nie jest oczywiste, trzeba rozpocząć dochodzenie wstępne, które jeszcze nie ma na celu ukarania sprawcy, ale sprawdzenie, co się stało i czy sprawa kwalifikuje się do dalszego procesu - powiedział.
- Ważne jest, że już na tym etapie można, a niejednokrotnie trzeba, odsunąć takiego duchownego od posługi duszpasterskiej, a szczególnie od kontaktu z dziećmi i młodzieżą. Trzeba to zrobić jak najszybciej, by zapobiec następnym tego typu zdarzeniom. Gdy dochodzenie wykaże, że jest prawdopodobne przestępstwo, każdy przełożony, na całym świecie, ma obowiązek zgłosić sprawę do Watykanu, do Kongregacji Doktryny Wiary, która decyduje, co dalej zrobić - czy od razu wykluczyć oskarżonego ze stanu duchownego, wszcząć proces kanoniczny. Może też nakazać pewne sankcje administracyjne, np. odsunięcie od pracy z dziećmi czy środki pokutne - poinformował ks. Dohnalik.
Podkreślił konieczność współpracy z władzą świecką. Zaznaczył jednak, że gdy Kościół dowiaduje się o czynie od organów ścigania państwa, to wstrzymuje się z własnym postępowaniem; jeśli jest ono prowadzone, trzeba je zawiesić. - Nie, żeby zamieść coś pod dywan, tylko żeby nie było wrażenia czy możliwości mataczenia, wchodzenia sobie nawzajem w drogę. Także dlatego, że przesłuchiwani w prokuraturze do zakończenia postępowania nie mogą mówić o tym, co zeznawali - wyjaśnił.
Ks. Dohnalik zaznaczył, że przełożony kościelny ma obowiązek zapoznać się z ustaleniami organów państwowych i je uwzględnić. - Byłoby głupotą, gdybyśmy nie wzięli pod uwagę tego, co państwo zrobiło. Przy dobrej woli prokuratorów i sądów są możliwości, żeby prawnik wydelegowany przez biskupa miał na pewnym etapie wgląd w akta - podkreślił.
Jeśli o sprawie nadużycia pierwszy dowie się Kościół, to przełożony duchowny ma - jak powiedział ks. Dohnalik - obowiązek społeczny i moralny, by zawiadomić o tym państwowe organy ścigania. Zaznaczył jednak, że nie może tego zrobić duchowny, jeśli dowiedział się o przestępstwie na spowiedzi.
Przełożony duchowny powinien się zastanowić, czy dokumentacja zgormadzona przez Kościół w toku postępowania kanonicznego stanowi podstawę do złożenia doniesienia. Jak dodał, musi on się zastanowić wobec kogo został popełniony czyn, bo Kościół uznaje za wykorzystanie seksualne czyn wobec osoby poniżej 18 lat, zaś w prawie karnym państwa polskiego jest to czyn wobec małoletniego poniżej 15 roku życia.
Ks. Dohnalik uważa, że dobrze byłoby, by na poziomie komisji konkordatowej przyjąć rozwiązania dotyczące tego, co ze swoich postępowań Kościół ma udostępniać polskiemu wymiarowi sprawiedliwości.
Według ks. Dohnalika osobie pokrzywdzonej trzeba udzielić informacji, że może zgłosić się do organów ścigania i najlepiej dać jej pomoc prawną, by mogła to zrobić.
Bożena Ławnicka