Korupcja w urzędach celnych
Ujawniona przez nas w sobotę korupcja w
bydgoskim urzędzie celnym to wierzchołek góry lodowej. W
województwie kujawsko-pomorskim mamy dwie podobne afery. Ich
bohaterowie nie tracą jednak pracy. Przechodzą z miasta do miasta,
w ostateczności zostają ekspertami celnymi. Jeden z celników mówi
nam: "Wszyscy biorą. Prokuratorzy i policjanci też. Co się akurat
nas czepiacie?" - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
07.06.2004 | aktual.: 07.06.2004 05:47
Ujawniliśmy, że celnicy z Bydgoszczy od lat biorą łapówki od przedsiębiorców. Wymuszają zagraniczne wycieczki i usługi prostytutek. Skorumpowani są nie tylko szeregowi urzędnicy, ale także dowódcy. Tymczasem jak ustaliliśmy we włocławskim UC pracuje dziś osiem osób, którym prokuratura zarzuca udział w grupie przestępczej - piszą dziennikarze gazety.
Grupa sprowadzała luksusowe limuzyny z USA i Kanady - w sumie ok. 500. Zgodnie z prawem właściciel towaru wybiera urząd celny, który będzie go clił. Importerzy aut wybrali Włocławek. Tu skorumpowany celnik-rzeczoznawca kilkakrotnie zaniżał wartość każdego wozu, tworząc długą listę fikcyjnych usterek. Samochody wycenione kilka razy niżej od obowiązujących cen były rejestrowane na podstawione osoby. Potem, już po "normalnych", lecz wciąż atrakcyjnych cenach, trafiały do komisów w całym kraju lub bezpośrednio do nabywców, którzy wcześniej zamawiali auta na zasadzie "znajomy znajomego ma dojście do tanich limuzyn". W kujawsko-pomorskim klientami byli szanowani lekarze, prawnicy i jeden parlamentarzysta - czytamy na łamach "Gazety Wyborczej".
Według naszych informatorów motorem przekrętu był Jacek Ł., przewodniczący komisji rewizyjnej przy zarządzie głównym związku zawodowego celników, prywatnie mąż włocławskiej prokurator uchodzącej za wyjątkowo bezwzględną wobec przestępców. Choć Ł. zarabiał "na rękę" 2 tys. zł, miał elegancką willę na brzegu Wisły, często zmieniał auta, kupił sobie w USA harleya z limitowanej serii - podaje "Gazeta Wyborcza". (PAP)
