Koronawirus. Wielka Brytania przywraca ograniczenia. "Są tacy, którzy szykują się na gorsze"
Koronawirus w Wielkiej Brytanii nie zwalnia, dlatego też władze kraju przywracają niektóre ograniczenia. Premier zapewnił, że na ten moment nie myśli o lockdownie. Jednak są tacy, którzy na taką ewentualność się szykują.
24.09.2020 13:44
Puby, bary i restauracje w Wielkiej Brytanii od czwartku czynne są do 22, a klienci obsługiwani są tylko przy stolikach. Nakaz zasłaniania twarzy rozszerzony został na pracowników sklepów i taksówkarzy oraz na lokale gastronomiczne. Jest też prośba o wykonywanie pracy zdalnej. Premier Wielkiej Brytanii ogłosił nowe restrykcje w związku z rosnącą liczbą przypadków zakażeń koronawirusem.
Brytyjski rząd poinformował w środę o 6178 nowych potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem. To jeden z najwyższych bilansów dobowych od początku epidemii w tym kraju.
Nowe restrykcje mogą obowiązywać nawet przez najbliższe sześć miesięcy - zapowiedział premier Wielkiej Brytanii.
Koronawirus. Drugi lockdown?
- Chcę podkreślić, że to w żadnym wypadku nie jest powrót do pełnego zamknięcia (lockdownu - przyp. red.) jak w marcu. Nie wydajemy ogólnego polecenia, aby pozostać w domu. Zadbamy o to, aby szkoły, uczelnie i uniwersytety pozostały otwarte – ponieważ nic nie jest ważniejsze od edukacji, zdrowia i dobrego samopoczucia naszych młodych ludzi. Zapewnimy, że przedsiębiorstwa będą mogły pozostać otwarte w sposób zgodny z zasadami bezpieczeństwa. Musimy jednak podjąć działania w celu powstrzymania tej choroby - mówił we wtorek premier Boris Johnson.
Jednak część mieszkańców obawia się, że obecne ograniczenia wcale nie przyniosą skutku. Mimo słów pemiera część głośno mówi o drugim lockdownie. I zaczyna się na niego przygotowywać.
Koronawirus. Szykują zapasy, w sklepach brakuje produktów
Rozmawiamy z Wiolettą, mieszkanką Slough, znajdującego się kilkadziesiąt kilometrów na zachód od Londynu.
- Ludzie się szykują, robią zapasy. Widzę, że częściej chodzą do sklepów i zakupy robią znacznie większe. Wykupują ze sklepów to, co jest najtańsze - makarony, ryż, cukier, mąki, papier i mydło. Zostaje to, co jest najdroższe - mówi nam Wioletta.
I przyznaje, że wśród ludzi znowu widzi "większe zamieszanie". - Mam obawy, czy rząd zaraz nie wprowadzi limitów na pewne produkty - dodaje.
- Ja też przed świętami Bożego Narodzenia zrobię zapasy, ale głównie dlatego, że nie chcę stać w kolejkach. W sklepach są one naprawdę duże - trzeba stosować dystans i ludzie w moim mieście tego przestrzegają - dodaje. Mówi też, że mieszkańcy częściej i chętniej noszą w ostatnim czasie maseczki, zakrywając usta i nos. - Wydaje mi się, że się boją, by koronawirus nie rozwinął się na większą skalę - ocenia.
Przyznaje jednocześnie, że ludzie w jej ocenie poważnie podchodzą do sprawy pandemii. - Słuchają rządu i jego zaleceń. To jest bardzo ważne - stwierdza Wioletta.
Koronawirus. "Nie wierzę w drugi lockdown"
Justyna, mieszkanka Eastbourne, ocenia: - Moim zdaniem drugiego lockdownu nie będzie.
- Są lokalne obostrzenia w hotpoints, ale nie zamkną całego kraju - dodaje. Pytana o to, czy widzi, by inni szykowali się na taki scenariusz odpowiada: - Ludzie nie panikują aż tak, jak kiedyś. Ja osobiście nie zauważyłam, by w sklepie czegoś brakowało.
Jednocześnie dodaje: - Ludzie są przestrzegani przed panic-buying. Niestety często panikują i część może to robić w ten sposób. Wcześniej brakowało papieru toaletowego, teraz może czegoś innego zabraknie, jeśli ludzie będą się tak zachowywać.
Według Justyny ludzie noszą maseczki, ale nie trzymają dystansu społecznego. - Wiele osób również nie wierzy w chorobę - dodaje.