Koronawirus w Polsce. Ratownik o trudnej sytuacji pogotowia. "Ludzie postradali zmysły"

- Mamy ręce pełne roboty - jeździmy nie tylko do wypadków, udarów, zawałów czy połamanych kończyn. Nie tylko do koronawirusa. My jeździmy do bólu głowy i złego samopoczucia. Bo ludzie mówią, że nie potrafią umówić się do lekarza pierwszego kontaktu. I "im się należy" - mówi nam ratownik z warszawskiego pogotowia.

Ratownicy medyczni wciąż mają wiele innych wezwań
Ratownicy medyczni wciąż mają wiele innych wezwań
Źródło zdjęć: © East News

22.08.2020 07:05

Ratownik z warszawskiego pogotowia mówi nam, jak wygląda praca w pogotowiu podczas wakacji, w trakcie rosnącej liczby zakażeń koronawirusem w Polsce.

- Przypadków zakażeń koronawirusem jest coraz więcej, a nas wysyłają nie dość, że do wirusa, to do wszystkiego, co nie leży w naszym obowiązku - mówi ratownik.

Tłumaczy, dlaczego: - Ludzie całuja klamkę u lekarzy rodzinnych i internistów. Często dopiero na miejscu w POZ (zakładach Podstawowej Opieki Zdrowotnej - red.) okazuje się, że lekarze jednak nie przyjmują. I trzeba umówić się telefonicznie. A niemożliwością jest się do nich dodzwonić - tak mówią pacjenci.

Koronawirus w Polsce. Do bólu głowy, do złego samopoczucia

- Jeśli to się cudem komuś uda, często lekarze na byle infekcję mówią, że może być Covid-19. Oni tych pacjentów wówczas nie przyjmują, przekierowują od razu na pogotowie. Ludzie dzwonią, my jeździmy. Dyspozytor nie odmawia, jak słyszy, że jest podejrzenie koronawirusa - opowiada ratownik.

I dodaje, że ludzie też często dzwonią bezpośrednio na pogotowie jeśli nie uda im się dodzwonić do POZ. - Do wyrwanego cewnika, do bólu głowy, do "złego samopoczucia", "bo się leki kończą". Przecież my leków nie wystawimy. A oni mówiłą: płacę składki, to mi się należy. Czy oni mają świadomość tego, że blokują karetkę komuś, kto w tym właśnie momencie naprawdę jej potrzebuje? - zastanawia się nasz rozmówca.

- Przypominam, że my też mimo koronawirusa jeździmy do udarów, zawałów, wypadków, uciętych kończyn. I do tego dochodzą te kwiatki, którymi powinien zajmować się lekarz pierwszego kontaktu - mówi.

Kilkadziesiąt wyjazdów dziennie

Pytany, ile wyjazdów robi w ciągu doby, odpowiada: - Dziesiątki, z czego faktycznych covidów jest kilka, 7-8. Na jednej zmianie jedna karetka wyjeżdża nawet do 12 razy, a karetek jest 4-5. Tych wyjazdów mamy podwojoną, a może nawet potrojoną liczbę.

- Ostatnio tak jest cały czas. Każdy z nas ma już tego dosyć. Nie ma czasu nawet zjeść, czy wody się napić. Skoro większość czasu jesteśmy w kombinezonie. Są dni, kiedy praktycznie nie wychodzimy z karetek - wyznaje.

- Często to wygląda tak: - Ze stacji jedziemy do pacjenta, jeżeli się kwalifikuje jedziemy do najbliższego szpitala, zdajemy pacjenta na SOR, tam też korzystamy często z toalety, chwila na uporządkowanie karetki i wyjazd w stronę bazy ale tylko wyjazd, bo czesto dyspozytor już krzyczy aby jechać do kolejnego pacjenta - tłumaczy. A więc tego odpoczynku w praktyce nie ma.

Koronawirus. "Ludzie postradali zmysły"

- Ludzie postradali zmysły - kwituje ratownik.

- Wzywają nas do rzeczy, które związane są z ich wieloletnim zaniedbaniem samych siebie. I zwyczajnie nie są zagrożeniem ich zdrowia i życia - stwierdza.

I apeluje: - Nie róbcie tego. My nie jesteśmy od tego, by udzielać porad, kiedy ktoś się słabiej czuje, albo robić komuś za taksówkę medyczną. Potrzebujemy czasu i rąk do tego, by ratować ludziom życie i walczyć z koronawirusem. Nie odbierajcie tej możliwości innym.

Zobacz także
Komentarze (842)