Koronawirus. Niemieccy turyści poszli na wycieczkę. Rekordowy wskaźnik zachorowań
Łamiąc restrykcje pandemiczne, grupa niemieckich turystów wybrała się na pieszą wędrówkę. Wywołali lokalne ognisko koronawirusa. Teraz mogą ich spotkać surowe konsekwencje.
05.02.2021 05:27
Piesza wycieczka czternastoosobowej grupy turystów, połączona z odpoczynkiem w chatce na szlaku, spowodowała gwałtowny wzrost infekcji koronawirusem w jednym z powiatów w landzie Badenia-Wirtembergia w Niemczech.
W połowie stycznia w wyprawie po malowniczej dolinie Górnego Dunaju brały udział osoby z dziesięciu gospodarstw domowych z okolic miasteczka Muehlheim an der Donau. Burmistrz miejscowości Joerg Kaltenbach powiedział gazecie "Bild”, że nie zachowywali oni żadnych środków ostrożności przewidzianych w czasie pandemii.
Turyści pozarażali się nawzajem, a potem innych. Media donoszą, że niektórzy z uczestników wyprawy, już po otrzymaniu pozytywnego wyniku testu, złamali zasady kwarantanny i poszli do pracy, zarażając tam kolejne osoby.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Tygodniowy wskaźnik nowych zachorowań na 100 tys. mieszkańców wzrósł pod koniec stycznia do rekordowego poziomu 1000. Dla porównania, rząd Niemiec wyznaczył sobie jako cel w walce z pandemią utrzymanie poziomu zachorowań poniżej 50.
Koronawirus w Niemczech. "Trzeba sprawdzić, czy doszło do przestępstwa"
Burmistrz Kaltenbach domaga się wyciągnięcia konsekwencji wobec lekkomyślnych turystów. Przedstawiciel władz powiatu, w którym leży Muehlheim, Stefan Baer powiedział w nagraniu umieszczonym na Facebooku, że jak dotąd odnotowano 25 zachorowań, które bezpośrednio łączą się ze styczniową wyprawą.
Jak dodał, to jedno z najpoważniejszych naruszeń rozporządzeń pandemicznych w regionie. Zachowanie turystów określił jako pozbawione skrupułów i graniczące z arogancją. Lokalne władze poinformowały ponadto, że uczestnicy wyprawy celowo wprowadzali w błąd służby sanitarne, które próbowały odtworzyć łańcuch zakażeń.
- Nie chodzi tu już tylko o karę grzywny. Trzeba sprawdzić, czy doszło do przestępstwa - powiedział Stefan Baer. Sprawą zajmuje się już policja.
(dpa/szym)
Przeczytaj także: Unijna agencja wątpi w sens używania masek FFP2