Korespondent "Gazety Wyborczej" wydalony z Białorusi
Korespondenta "Gazety Wyborczej", Wacława Radziwinowicza nie wpuszczono na Białoruś. Funkcjonariusze Straży Granicznej powiedzieli mu, że znajduje się na liście osób, nie mających prawa wjazdu do tego kraju. Nie wyjaśnili powodów decyzji. Dziennikarz miał zrobić wywiad z prezydentem Białorusi - Aleksandrem Łukaszenką.
19.02.2006 | aktual.: 19.02.2006 14:23
Radziwinowicz powiedział, że ma roczną wizę i akredytację białoruskiego MSZ, ważne do końca kwietnia. Korespondent jechał pociągiem z Kuźnicy Białostockiej do Grodna. Na granicy wzięto jego paszport, a na dworcu w Grodnie szef zmiany pograniczników oznajmił mu, że nie wpuści go na Białoruś. Po wyjaśnienia odesłał dziennikarza do białoruskich władz konsularnych w Warszawie lub Białymstoku.
Białoruski konsul w Białymstoku, do którego Radziwinowicz zadzwonił, powiedział, że nic mu o sprawie nie wiadomo i zażądał, by go do tego nie mieszać. Dziennikarza wsadzono do tego samego pociągu, który wracał do Białegostoku. Powiedziano mu, że jeśli nie podporządkuje się decyzji, zostanie zmuszony siłą.
Dziennikarz wielokrotnie bywał na Białorusi i pisał o tym kraju. Dotychczas na granicy kontrolowano go szczegółowo, lecz przepuszczano. Tym razem także jechał, by zebrać materiały do reportażu z Białorusi przed marcowymi wyborami prezydenckimi.
Gdyby mówiono, że piszę nieobiektywnie, to ważne jest to, że już od dłuższego czasu zabiegamy o wywiad z prezydentem Aleksandrem Łukaszenką, by dać możliwość wypowiedzenia się drugiej stronie przed wyborami. Białoruska ambasada w Warszawie zaproponowała mi w zamian rozmowę z kimś ważnym z administracji prezydenta. Jechałem m.in. po to, by porozumieć się z kimś w tej sprawie - powiedział dziennikarz "Gazety" w rozmowie telefonicznej. Sądzę, że dzisiaj uzyskałem odpowiedź, na ile władzom białoruskim zależy na przedstawieniu w Polsce wielostronnego obrazu kraju - dodał.
Radziwinowicz zapewnił, że będzie się starał wyjaśnić całą sprawę. Podkreślił, że zakazu wjazdu na Białoruś nie może wiązać ze swoimi artykułami o tym kraju, "bo nie myśli takimi kategoriami". Jeżeli komuś szkodzi ta decyzja, to stronie białoruskiej, bo jednoznacznie wyjaśnia, jaka ona jest, jakimi metodami się posługuje - powiedział Radziwinowicz.
Dziennikarz "GW" nie jest pierwszym przedstawicielem mediów polskich, nie wpuszczonym na Białoruś. W połowie grudnia władze białoruskie deportowały z Mińska dziennikarkę TVP Agnieszkę Romaszewską, której wcześniej nie wpuszczono na teren Białorusi.
Romaszewska, której na lotnisku w Mińsku zatrzymano paszport, noc spędziła w hotelu dla deportowanych. Następnego dnia przedstawiono jej decyzję o deportacji, a w paszporcie anulowano białoruską wizę wjazdową. W Warszawie dziennikarka wyjaśniła, że podano jej trzy powody, dla których nie została wpuszczona: niewłaściwe dokumenty, brak niektórych dokumentów oraz inne. Powtórzyła, że nie wyjaśniono jej, o co konkretnie chodzi i nie wiadomo, na jak długo unieważniono wizę.
Bożena Kuzawińska