Korea Płn. nie pokaże miejsca eksplozji
Zagraniczni dyplomaci, których Korea Północna zaprosiła do obejrzenia miejsca tajemniczej eksplozji z zeszłego tygodnia, zobaczyli budowę wielkiej elektrowni wodnej. Jednak - jak twierdzi Korea Południowa - to nie tam doszło do wybuchu, który wywołał obawy, że Korea Północna przeprowadziła próbę atomową.
Phenian wkrótce po wybuchu zapewnił, że chodzi o wielkie roboty ziemne przy budowie elektrowni wodnej, w ramach których wysadzono w powietrze górę.
W czwartek zachodni dyplomaci zobaczyli wielką budowę na południu kraju w regionie Samsu. Powiedziano im, że tam w środę i czwartek doszło do serii eksplozji. Dyplomaci byli tam półtorej godziny; pozwolono im robić zdjęcia. Jednak południowokoreańska agencja Yonhap zacytowała wysokiego rangą urzędnika Ministerstwa ds. Zjednoczenia, który powiedział, że wszystko wskazuje na to, że do wybuchu doszło gdzie indziej, na zachód od Samsu.
Nic takiego nie powiedział na razie żaden z dyplomatów, którzy brali udział w wycieczce. Polskiemu ambasadorowi Wojciechowi Kałuży, który także pojechał do Samsu, powiedziano na miejscu, że na wielkiej budowie pracuje 50 tys. robotników, a także dokładnie wyliczono jakiej ilości materiałów wybuchowych użyto do usunięcia warstw ziemi. Ambasador Niemiec dowiedział się z kolei, że planuje się dalsze wybuchy.
Stany Zjednoczone, Korea Południowa, Japonia, Rosja i Chiny rozmawiają z Koreą Północną o jej programie nuklearnym. Rozmowy nie posuwają się do przodu. Kolejna tura była planowana na koniec września w Pekinie, ale zapewne do niej nie dojdzie, bowiem Phenian chce poczekać z tym do listopadowych wyborów prezydenckich w USA.