Kopalnia: nie było żadnej cichej akcji
- Ta akcja była zrobiona po cichu - przyznał jeden z ratowników górniczych w rozmowie ze śląską telewizją TVS. Dodał, że region katastrofy w kopalni "Wujek-Śląsk" był zagrożony przez dwie doby przez zwiększenie nagromadzenia się metanu. Kopalnia "Wujek- Śląsk" zaprzecza. - Nie było cichej akcji - powiedział w TVN24 główny mechanik zakładu, inż. Andrzej Bielecki.
20.09.2009 | aktual.: 20.09.2009 17:10
- Na każdej zmianie zatrudniani są ratownicy. Metan był non-stop usuwany z tego rejonu - powiedział Bielecki. - Nie było cichej akcji, bo nie było żadnych przesłanek do jej podjęcia - dodał. Bielecki powiedział również, że sytuacja w kopalni powoli wraca do normy, ale temperatura przy wylocie ściany wciąż jest wysoka, a stężenie metanu na granicy normy, dlatego rejon jest nadal zamknięty.
Wcześniej w telewizji TVS ratownik górniczy powiedział, że kilkanaście godzin przed wybuchem, razem grupą ratowników został wezwany z innej stacji, aby usunąć metan. - Chodziło o większą liczbę ludzi, żeby zaradzić temu jak najprędzej, ale tu się nie dało zaradzić, tu po prostu ktoś kogoś oszukał, bo mimo tych naszych starań, nagromadzenie metanu nie było na tyle małe, żeby można tam było wpuścić górników do wydobycia węgla - stwierdził uczestnik akcji ratunkowej.
Według ratownika górniczego, na kilkanaście godzin przed tragedią w rejonie wybuchu był nie jeden, a cztery zastępy ratowników, których zadaniem było przewietrzenie ściany. - Ta akcja była zrobiona po cichu. U nas to się nazywa "cicha akcja", czyli nie zgłoszona do urzędu górniczego, bo jakiś inżynier sobie wymyślił, że nie będziemy tego zgłaszać i zrobimy to po cichu, a może nam się uda. I nie udało się - stwierdził ratownik.
Informacjami przekazanymi przez telewizję TVS zainteresowała się już prokuratura. - Jeżeli ta osoba była tam i faktycznie był taki przypadek, że ściana była wietrzona, to na pewno zostanie przesłuchana - powiedziała w TVN24 Ewa Zuwała, prokurator okręgowy w Katowicach.
W piątek w rudzkiej części kopalni "Wujek" doszło do zapłonu metanu. W dniu katastrofy zginęło 12 górników. W sobotę kolejna osoba zmarła w szpitalu. Od soboty wieczór stan zdrowia poszkodowanych się nie zmienił. Najwięcej poszkodowanych - 18 - leży w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.