Konstytucja tymczasowa, omylna i niedoskonała
Ogłaszając triumf delegacji polskiej w
negocjacjach na temat konstytucji europejskiej, premier Marek
Belka przyznał jednak, że polski postulat odwołania się do korzeni
chrześcijańskich w preambule został w całości odrzucony.
Zdziwienie ministra, Włodzimierza Cimoszwicza, który nie umiał
"racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego stawiano taki opór", zabrzmiało
wiarygodnie - pisze Bogumił Luft na łamach "Rzeczpospolitej".
21.06.2004 | aktual.: 21.06.2004 06:43
W końcu nawet postkomuniści zaakceptowali w polskiej konstytucji zapis niezmuszający opornych do utożsamiania się z wiarą religijną, ale dający wierzącym przekonanie, że ich tożsamość jest w porządku publicznym szanowana. Projekt takiego właśnie zapisu przedstawiła Europie delegacja polska i - jak się zdaje - z dużą determinacją zabiegała o jego przyjęcie. Wczoraj podziękował jej za to publicznie papież Jan Paweł II. Aktywne, a ze strony niektórych krajów wręcz żarliwe odrzucenie odwołania do Boga w europejskiej konstytucji nie jest sprawą nieważną z wielu powodów. Premier twierdzi słusznie, że "Bóg na tym nie ucierpiał". Niewątpliwie ucierpiał natomiast stopień identyfikacji wielu Europejczyków ze wspólnym europejskim projektem, a także sama wiarygodność moralna tego projektu - podkreśla publicysta dziennika.
W wydanym w sobotę oświadczeniu najwyżsi przedstawiciele niemieckich katolików i protestantów - a więc nie polskiego "ciemnogrodu" - odnieśli się do tego faktu, ubolewając, że wobec pełnych cierpień doświadczeń wojen i dyktatur w Europie - nie było możliwe podkreślenie poprzez wskazanie na odpowiedzialność przed Bogiem, iż każdy ludzki porządek jest tymczasowy, omylny i niedoskonały, zaś polityka nigdy nie jest wartością absolutną - przytacza komentator gazety.
Ten bolesny negocjacyjny incydent zdaje się wskazywać, czym w rzeczywistości jest Unia Europejska. Nie jest ona naszą wspólną rodziną, ani naszą wspólną ojczyzną. Jest strukturą w miarę przyjacielskiej współpracy opartej na ograniczonej liczbie wspólnych wartości. Oraz na wspólnych interesach, w tej mierze, w jakiej są one rzeczywiście wspólne. I tym tylko zapewne pozostanie. Szkoda. Ale może tego właśnie było trzeba, by uświadomić Europejczykom, że o podstawy moralnego ładu w życiu społecznym muszą zatroszczyć się sami, bez wsparcia ze strony ponadnarodowych struktur - konkluduje Bogumił Luft w "Rzeczpospolitej". (PAP)