Koniec z prawem ludzi do prywatności?
Prawo ludzi do prywatności przestanie istnieć, jeśli służby specjalne pod szyldem walki z terroryzmem uzyskają dostęp do chronionych przez prawo osobowych baz danych - sądzi b. koordynator ds. bezpieczeństwa i służb specjalnych brytyjskiego rządu David Omand.
25.02.2009 | aktual.: 25.02.2009 15:28
W publikacji ośrodka badawczego IPPR (Institute for Public Policy Research), omawianej przez środowy "Guardian", Omand ostrzega, że przeszukiwanie danych osobowych przez tajne służby w celu poznania ludzkich tajemnic naruszy przyjęte zasady moralnego porządku.
Za trudne zadanie uznaje Omand dostęp do pełnego zakresu danych osobowych, w taki sposób, by "był na czasie, odznaczał się precyzją, odpowiadał skali zagrożenia, nie naruszał prawa i był do przyjęcia dla demokratycznego społeczeństwa".
Z tego powodu - uważa Omand - dostęp służb specjalnych do danych osobowych objętych ochroną prawną powinien podlegać niezależnemu nadzorowi, mógł być przedmiotem niezależnego dochodzenia, a w przypadku stwierdzenia nadużyć dawać pokrzywdzonemu prawo do dochodzenia roszczeń.
Omand zauważa, że w działaniach służb specjalnych coraz większe znaczenie odgrywają informacje uzyskane z danych objętych prawną ochroną, jak np. rezerwacja lotów, wnioski paszportowe, dokumentacja służb granicznych, kartoteki sądowe, adnotacje bankowe o transferach gotówki, zapisy rozmów telefonicznych itd.
Informacje z tych źródeł były dotychczas dostępne dla policji i tajnych służb tylko wówczas, gdy miały one konkretne podejrzenia wobec zidentyfikowanej osoby. Jednak nowoczesne techniki przesiewania i przetwarzania danych umożliwiają inwigilację zarówno podejrzanych jak i niewinnych po to, by zidentyfikować typy i wzorce zachowań do dalszego dochodzenia.
Według Omanda nowe prerogatywy służb specjalnych do nadzoru, inwigilacji i przesiewania danych uzyskanych m.in. z zapisów e-maili, rozmów telefonicznych, od służb imigracyjnych itp. są istotne z punktu widzenia przeciwdziałania zagrożeniom bezpieczeństwa publicznego, ale opinia publiczna zaakceptuje je tylko wówczas, gdy będą realizowane "w mocnych ramach moralności i praw człowieka".
Jak zauważa "Guardian" tekst Omanda, który ustąpił ze swej funkcji w 2005 r., "jest najszczerszą jak dotąd oceną skali rządowych ambicji ustanowienia centralnej, państwowej bazy danych dla wyśledzenia grup terrorystycznych".