Koniec rolniczych miast
Rząd chce wyłączyć spod ochrony miejskie
grunty rolne, by łatwiej było je przeznaczać pod inwestycje. Do
odrolnienia wystarczyłaby zmiana ich przeznaczenia w miejscowym
planie zamiast dotychczasowej skomplikowanej i kosztownej
procedury - pisze "Rzeczpospolita".
09.10.2004 | aktual.: 09.10.2004 08:11
Tymczasem miasta takich planów nie mają. Największymi gminami rolnymi są miasta. W tej chwili prawie 46% ich powierzchni stanowią grunty rolne. W Warszawie można je znaleźć w dzielnicy Bemowo lub Wilanów, a w Krakowie na Woli Justowskiej, ale nie tylko. Intencją rządu jest, by do tych gruntów nie stosować ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych.
Ustawa przewiduje jednakową procedurę odrolniania dla terenów rolnych wiejskich i miejskich. Najpierw wójt, burmistrz, prezydent miasta musi otrzymać na to zgodę. Wyraża ją w zależności od klasy gruntów minister rolnictwa lub wojewoda. Nie zawsze się jednak na to godzi.
Gdy już jednak to zrobi, gmina w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego decyduje, że tereny rolne nią objęte można przeznaczyć pod inwestycje lub budownictwo. Potem w grę wchodzą opłaty za wyłączenie danego terenu spod produkcji rolnej. Płacą je rozpoczynający inwestycje. Ale nie wszyscy. Nie pobiera się jej np. przy indywidualnym budownictwie. Opłaty nalicza starosta.
Są ich dwa rodzaje: jednorazowa oraz roczne, które wnosi się przez 10 lat. Ich wysokość ustalana jest na podstawie ustawy o ochronie gruntów rolnych. Im lepsza klasa gruntu, tym większa opłata. Jeden hektar gruntu pierwszej klasy to obecnie. ok. 200 tys. zł. Pieniądze idą na Fundusz Ochrony Gruntów Rolnych, którym dysponuje marszałek województwa.