PolskaKoniec leków za grosz w pomorskich aptekach

Koniec leków za grosz w pomorskich aptekach

Setki pacjentów na Pomorzu wędrują codziennie od apteki do apteki w poszukiwaniu tańszych leków refundowanych. Niestety, bez efektu. Zniknęły z nich leki za grosz, promocje i bonusy dla stałych klientów. To efekt ustawy potocznie zwanej "antykorupcyjną", która weszła w życie 29 września.

Koniec leków za grosz w pomorskich aptekach
Źródło zdjęć: © NaszeMiasto.pl

12.10.2007 | aktual.: 12.10.2007 09:04

Dokładnie chodzi o znowelizowaną ustawę o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych. Choć jej przepisy nie do końca są jasne, hurtownie leków na Pomorzu już "usztywniły ceny", a apteki wstrzymały wszelkie rabaty dla pacjentów. To straszne - martwi się Celina Giersz z Gdyni, od lat chorująca na cukrzycę. Dzięki promocjom dostawała w aptece insulinę i paski do glukometru za grosz, ostatnio musiała już za nie zapłacić. Niby niewiele, bo 3,20 zł za opakowanie - przyznaje kobieta, ale w sumie to kilkanaście złotych. Jedno opakowanie zawiera 50 pasków, cukrzyk zużywa ich w ciągu miesiąca 120. Tylko na same paski wydaje więc pani Celina miesięcznie prawie 10 zł. Potem rachunek za lekarstwa już tylko rośnie: na nadciśnienie, na serce. W aptece pani Celina zostawia co miesiąc prawie jedną trzecią swojej emerytury. Dlatego liczy każdy grosz.

Co takiego przestraszyło hurtowników i aptekarzy i zmusiło do rezygnacji z rabatów, które "naganiały" im przecież klientów? Przepis, który mówi o tzw. nieuzasadnionych korzyściach majątkowych - tłumaczy dr Weronika Żebrowska, pomorski wojewódzki inspektor farmaceutyczny. Chodzi o korzyści, które mogą zwiększać sprzedaż leków refundowanych. Hurtownicy i aptekarze są niemal pewni, że można za nie uznać rabaty i bonusy . Choć prawnicy się spierają, większość aptek już wycofała się z promocji.

Jest też drugi przepis, który mówi, że wszystkie podmioty - od producenta, przez hurtownie po apteki - muszą traktować się na tych samych zasadach - dodaje Stanisław Vogel, szef gdańskiej Izby Aptekarskiej. Hurtownia nie może więc teraz dawać jednej aptece większego upustu, a drugiej - mniejszego. Musi każdej sprzedać lek po tej samej cenie. A jak hurtownia nie da rabatu aptece, to aptekarz nie da jej pacjentowi. Dlaczego więc Sejm uchwalił prawo niekorzystne dla ludzi chorych? Ponieważ leki za grosz były jednym z powodów dramatycznego wzrostu wydatków na refundacje leków - tłumaczy Mariusz Szymański, rzecznik prasowy NFZ na Pomorzu. To, że pacjent dostawał lek refundowany (dostępny tylko na receptę) za grosz, nie oznacza wcale, że apteki tak się nad nim litowały i same na tym traciły. Promocje i rabaty miały za zadanie przyciągnąć do nich klientów i zwiększyć obrót. Z tego tytułu Narodowy Fundusz Zdrowia ponosił coraz większe wydatki. Wytłumaczymy to na przykładzie. Apteka kupowała w hurtowni leki tzw.
ryczałtowe (za opakowanie pacjent powinien zapłacić 3,20 zł) z rabatem, czyli po cenie niższej od kwoty, którą potem refundował NFZ. Następnie sprzedawała lek za grosz, teoretycznie więc traciła na opakowaniu 3,19 zł. Różnicę między tym, co zwrócił aptece NFZ, a tym, co apteka zapłaciła hurtowni, aptekarz brał dla siebie. I o to właśnie miał pretensje NFZ. Trudno powiedzieć, czy słusznie. Jedni eksperci twierdzą, że to zwykła praktyka handlowa, inni przekonują, że apteka to nie supermarket, lek jest towarem specyficznym i że to ograbianie funduszu, czyli wszystkich ubezpieczonych.

Leki za grosz przyciągały do aptek rzesze klientów, co - zdaniem NFZ - rodziło patologię. Pacjenci chodzili od lekarza do lekarza, gromadzili recepty, kupowali leki na zapas - tłumaczy właścicielka jednej z gdańskich aptek. Czy trzeba, czy nie trzeba. Gdy termin ważności się kończył, leku za grosz nie żal było wyrzucić do śmieci. Choć nikt nie udowodnił czarno na białym, że to promocje i rabaty są powodem - koszty refundacji leków przez NFZ rosły z roku na rok dramatycznie. A gdy fundusz wydaje dużo na leki, brakuje pieniędzy na leczenie u specjalistów i w szpitalach. Tylko refundacja jednego leku "za grosz" kosztowała w ubiegłym roku pomorski fundusz 12 mln zł - dodaje Mariusz Szymański. To tyle, ile w tym samym roku był w stanie przeznaczyć na całe lecznictwo uzdrowiskowe! Ustawodawca zapowiedział, że tego typu praktyk zakaże. I tak "antykorupcyjną" ustawę aptekarze zrozumieli. Wkrótce do aptek ruszą kontrole NFZ. Będą sprawdzać umowy. Za nieprzestrzeganie nowych przepisów grozi aptekarzom pozbawienie
wolności nawet do pięciu lat. Nic więc dziwnego, że tanie leki zniknęły. Minister ma narzędzia

Z dr. farm. StanisŁawem Voglem, prezesem Gdańskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Z aptek znikają leki z rabatem. Martwi to pana?

- Cieszy. Izba Aptekarska od dawna o to zabiegała. Małe apteki, a takich jest zdecydowana większość, nie dostawały rabatów w hurtowniach, ponieważ zamawiały u nich zbyt małe ilości leków. Nie były więc w stanie zaoferować swoim klientom medykamentów po niższej cenie. Nieraz pacjenci wyzywali nas z tego powodu od złodziei i trudno się im dziwić. Lek, który w mojej małej aptece kosztował 20 zł, w aptece sieciowej mogli dostać za przysłowiowy grosz.

Jednak pacjenci na tym stracą...

- Nie będą musieli biegać od apteki do apteki, w każdej lek, którego potrzebują, będzie miał taką samą cenę.

Dla wielu chorych była to jednak jedyna możliwość zakupu tańszego leku...

- Ceny leków to problem polityki lekowej państwa, a nie aptekarzy. To ministrowie zdrowia i finansów mają narzędzia, by te ceny obniżać. Nie od dziś wiadomo, że zagraniczni producenci sprzedają nam leki po cenie dużo wyższej niż w innych krajach Unii Europejskiej. Tymczasem gotowi byliby dać nawet 50-procentowe upusty, byle tylko ich lek znalazł się na liście refundacyjnej. To jest instrument, który każde państwo na Zachodzie wykorzystuje. Tylko nie nasz kraj. Pytanie: dlaczego?

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz (AGA)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)