Kończy się problem repatriantów
Blisko połowa wszystkich uprawnionych Zabużan otrzymała już należne rekompensaty (w sumie jest ich ok. 6,3 tys.) Łączna kwota wypłacona to blisko 78 mln zł - pisze dziennik "Polska".
Z zamkniętego w ostatni poniedziałek raportu Ministerstwa Skarbu wynika, że odszkodowania za mienie pozostawione po wojnie na Kresach Wschodnich dostało 2266 repatriantów i ich spadkobierców (dane na koniec listopada). Okazuje się, że do końca grudnia rekompensaty dostanie kolejnych 358 osób.
Jeśli nie stanie się nic nieprzewidzianego, za dwa lata problem mienia pozostawionego na Kresach wreszcie zostanie rozwiązany. Będzie to kosztować budżet łącznie 500 mln zł - zauważa "Polska".
Stało się to możliwe dzięki ustawie uchwalonej w 2005 roku. Osoby, które zostawiły na Wschodzie nieruchomości, dostały prawo do odszkodowania w wysokości 20% utraconego majątku. Ograniczenie do 20% wprowadzono, bo suma roszczeń Zabużan wynosiła 2,5 mld zł. Tego nie wytrzymałby budżet państwa.
Wcześniej obowiązywały przepisy, że Zabużanie mieli możliwość obniżenia ceny kupowanej od państwa nieruchomości o równowartości 15% pozostawionego mienia (ale nie więcej niż 50 tys. zł). To jednak obalił Trybunał Konstytucyjny. Gdy Sejm uchwalił nową ustawę, Kresowianie nadal nie mogli się doczekać należnych im pieniędzy.
Najpierw brakowało przepisów wykonawczych. Potem Ministerstwo Skarbu, które jest odpowiedzialne za wypłatę odszkodowań, nie mogło sobie poradzić ze stworzeniem komputerowego rejestru osób, którym należą się odszkodowania. Przetarg na sieć komputerową był wadliwie skonstruowany i po proteście jednej z firm trzeba było go powtórzyć. Efekt był taki, że po pierwszym roku obowiązywania ustawy odszkodowania dostało zaledwie 50 osób. Sprawa nabrała przyspieszenia dopiero, gdy Kresowianie zaczęli składać do sądów pozwy o opieszałość urzędników.
Podobne skargi (w sumie było ich 160) trafiły też do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu (wcześniej, w 2004 r., Trybunał uznał, że ignorowanie Zabużan to łamanie praw człowieka). Ale faktycznie na szerszą skalę rekompensaty ministerstwo zaczęło wypłacać w ubiegłym roku. Jednak zdaniem Andrzeja Korzeniowskiego, prezesa Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kresowian Wierzycieli Skarbu Państwa, wypłata odszkodowań idzie zbyt wolno.
Wszystko przez indolencję urzędników, którzy nie radzą sobie ze swoją pracą - mówi. Potrafią się przyczepić do trzeciorzędnych szczegółów. Na przykład, że na jakiejś decyzji podpisał się nie starosta, tylko zastępca starosty. Pieniądze na rekompensaty leżą na państwowym koncie, a my nie możemy ich dostać. A przecież Zabużanie to często osoby w podeszłym wieku i w bardzo trudnej sytuacji finansowej - tłumaczy Korzeniowski.
Odszkodowania za mienie pozostawione na Kresach Wschodnich należą się repatriantom z lat 1944 - 1952. Większość z nich dostała odszkodowania jeszcze w latach 50. na podstawie umowy pomiędzy polskim rządem a radzieckimi republikami Białorusi, Litwy i Ukrainy. Nie była to gotówka, a upusty na nieruchomości sprzedawane przez państwo - czytamy w dzienniku "Polska". (PAP)