Kończy się era klasycznych myśliwców? Siły powietrzne USA nie widzą dla nich przyszłości
• Siły powietrzne USA najprawdopodobniej nie planują nowej generacji klasycznych myśliwców
• Tak przynajmniej wynika z ostatniej strategii U.S. Air Force na 2030 r.
• Ich rolę najprawdopodobniej przejmą platformy bezzałogowe oraz inne systemy
• Do utrzymania dominacji w powietrzu USA mają wykorzystywać również działania w kosmosie i cyberprzestrzeni
• Wojskowi planiści postulują całkowite odejście od tradycyjnych programów zbrojeniowych prowadzonych dotychczas przez Pentagon
10.06.2016 | aktual.: 11.06.2016 13:45
Na nowy plan U.S. Air Force (USAF) zwraca uwagę amerykański portal The Daily Beast. Amerykańskie siły powietrzne opublikowały ostatnio oficjalny dokument, zatytułowany "Air Superiority 2030 Flight Plan", w którym zarysowały strategię walki o dominację w powietrzu za 15 lat. Co najciekawsze, chyba po raz pierwszy w historii podniebnych wojen amerykańscy wojskowi nie przewidują udziału w nich nowej generacji klasycznych myśliwców.
Za długo i za drogo
Wychodzi więc na to, że wchodzący właśnie do służby myśliwiec piątej generacji F-35 może być ostatnim samolotem tego typu w amerykańskim lotnictwie. Mimo to w dokumencie nie wspomniano o nim ani razu. A trzeba pamiętać, że w samych siłach powietrznych docelowo ma służyć ponad 1700 myśliwców F-35 (dodatkowo 340 w marynarce wojennej i 80 w korpusie piechoty morskiej).
Mało tego, autorzy strategii na 2030 rok poddali mocnej krytyce tradycyjne programy zbrojeniowe, prowadzone dotychczas przez Pentagon, które mają tendencje do pochłaniania coraz większych ilości czasu i pieniędzy. Dokładnie tak jak w przypadku F-35 - opracowywany od lat 90. ubiegłego wieku myśliwiec ma lata opóźnień, a budżet całego programu przekroczono o, bagatela, 200 miliardów dolarów.
Zdaniem wojskowych planistów to koronny argument, by odejść od myślenia w kategoriach kolejnych klasycznych samolotów "nowej generacji". Ich zaprojektowanie i wdrożenie do produkcji zajmuje długie lata, więc przy obecnym tempie rozwoju technologii istnieje ogromne ryzyko, że w momencie wejścia do służby nie będą już potrafiły sprostać wszystkim wymogom współczesnego pola walki.
Druga sprawa, że będzie to zupełnie nieopłacalne. "Air Superiority 2030 Flight Plan" wskazuje jasno, że potencjalni przeciwnicy (czytaj: Rosja i Chiny) mocno rozwijają środki obronne - w nomenklaturze wojskowej określane akronimem A2/AD (ang. Anti-Access/Area Denial) - które mają utrudnić bądź uniemożliwić dostęp do własnej przestrzeni powietrznej. Przede wszystkim chodzi o całą gamę nowoczesnych systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych. Innymi słowy, Amerykanom nie będzie opłacało się wysyłać do walki myśliwców za setki milionów dolarów, które mogą zostać zestrzelone pociskami kosztującymi ułamek ich wartości. Nawet jeśli udałoby im się wedrzeć nad terytorium przeciwnika, nie przeżyłyby na tyle długo, by zrobić większą różnicę.
Hakerzy i "latające arsenały"
Co zatem autorzy strategii na 2030 r. proponują w zamian? Szerokie spektrum zdolności różnego rodzaju i z różnych dziedzin, które użyte razem mają pomóc Stanom Zjednoczonym zachować przewagę nad potencjalnymi przeciwnikami. - Po 25 latach bycia jedynym wielkim mocarstwem, wracamy do świata rywalizujących potęg - powiedział gen. Mike Holmes, zastępca szefa sztabu odpowiedzialnego za planowanie strategiczne USAF. - Aby stawić czoła naszym problemom, musimy w sposób skoordynowany opracować rozwiązania, które połączą razem działania w powietrzu, kosmosie, cyberprzestrzeni oraz środowisko elektroniczne i zdolności naziemne - wskazał.
Portal The Daily Beast precyzuje, że w grę wchodzić mogą np. ataki hakerskie, których celem będzie paraliż wrogich centrów dowodzenia czy elektroniczne systemy zakłócające, mające oślepić sensory maszyn przeciwnika. Co ciekawe, jedynym konwencjonalnym samolotem, który występuje z nazwy w dokumencie "Air Superiority 2030 Flight Plan" jest B-21, rozwijany dopiero bombowiec dalekiego zasięgu o obniżonej wykrywalności, który - przynajmniej w teorii - będzie mógł niszczyć wrogie statki powietrzne jeszcze na ziemi, zanim zdążą wystartować.
Nie licząc B-21, autorzy strategii unikają wchodzenia w stare schematy i używania określeń "myśliwiec" czy "bombowiec". Pojawia się za to platforma bojowa określana mianem Penetrating Counterair (PCA), czyli "penetrujący system przeciwlotniczy". Według wojskowych ma on stanowić "maksymalizację kompromistów" pomiędzy zasięgiem, udźwigiem, przetrwaniem na polu walki, skutecznością i przystępnością cenową. PCA ma przenikać nad wrogie terytorium, przeprowadzać rozpoznanie, wskazywać cele, a w razie konieczności atakować je. Czyli mówiąc krótko, PCA ma z grubsza robić to samo, co dziś F-35, tyle że o wiele taniej.
W tym duchu Amerykanie stawiają bardzo silny nacisk na systemy niskokosztowe (Low Cost Systems), chcąc zdyskontować technologiczną rewolucję, jaka dokonuje się na polu platform bezzałogowych czy drukowania 3D. Pentagon już pracuje nad różnymi koncepcjami o takim charakterze - poczynając od tanich samolotów bezzałogowych, na których utratę będzie można bez większego żalu sobie pozwolić, przez roje małych dronów (czytaj więcej)
, po - w dalszej przyszłości - latające lotniskowce, "drukujące" niewielkie bezzałogowce już na polu walki.
Wspomniane wcześniej PCA będą mogły współpracować z wymienionymi w strategii na 2030 rok "latającymi arsenałami". W założeniu strategów mają to być ciężkie samoloty (np. jak strategiczne bombowce B-52) uzbrojone w dużą liczbę zaawansowanych pocisków rakietowych dalekiego zasięgu. Wlatujące niepostrzeżenie nad wrogie terytorium PCA będą mogły identyfikować i wskazywać cele, które potem byłyby niszczone przez "latające arsenały", odpalające rakiety z bezpiecznej odległości. The Daily Beast wskazuję, że już wcześniej w tym roku Pentagon ogłosił rozpoczęcie prac nad takim samolotem.
Samoloty jak smartfony
Wracając jeszcze do filozofii rozwoju nowych systemów dla sił powietrznych USA, to zdaniem ekspertów musi ona zostać poddana radykalnej zmianie. Jak wyjaśniał pułkownik Alexus Grynkewich, który stał na czele zespołu opracowującego "Air Superiority 2030 Flight Plan", zaprojektowanie i skonstruowanie nowych silników odrzutowych trwa bardzo długo, natomiast elektronika czy technologie informacyjne zmieniają się w radykalnym tempie. Chodzi o to, by nie wrzucać tego wszystkiego do jednego worka z napisem "samolot nowej generacji", ale badać i rozwijać te dziedziny równolegle.
- Kolejnym krokiem jest wzięcie każdej z tych rozwijanych równolegle technologii, kiedy jest do tego gotowa, i budowanie prototypów, eksperymentowanie i poszerzanie wiedzy, aby zdeterminować, czy to jest to, czego potrzebujemy na polu walki - tłumaczył płk Grynkewich.
Dotychczasowy system pozyskiwania nowych samolotów wojskowy porównał do... telefonii komórkowej. Jego zdaniem do tej pory siły powietrzne USA dążyły do generacyjnych skoków w technologii lotniczej, porównywalnych do nagłego przejścia z klasycznych komórek na smartfony. Jednak zamiast czekać latami na technologiczny przełom, powinny skupić się na stopniowym, ale stałym rozwijaniu i ulepszaniu technologii składających się na istniejące platformy. Tak jak producenci smarftonów wypuszczają na rynek kolejne wersje swoich produktów. Co prawda każdy z nich ulepszony jest nieznacznie, jednak regularnie wprowadzane zmiany kumulują się, dzięki czemu w stosunkowo niedługim czasie możemy zauważyć stały i znaczący postęp.
Przyszły rok może być dla nowej strategii kluczowy. Jak zauważa branżowy portal Flightglobal, od kilku lat Pentagon prowadził analizy pod kątem myśliwca szóstej generacji, który po 2030 r. miałby zastąpić samoloty F-22. Jednak "Air Superiority 2030 Flight Plan" wskazuje jasno, że plany te zostały odłożone na półkę. Dokument sugeruje za to, by w przyszłym roku rozpocząć studia nad koncepcją wspomnianego PCA.