"Kończę trzepocząc ustami" - koszmar Angola w Polsce
Polacy lubią się całować. Obsypują się pocałunkami przy powitaniach i pożegnaniach, właściwie przy każdej nadarzającej się okazji. Jamie Stokes w felietonie dla Wirtualnej Polski zdradza, że nie narzeka, gdy musi czule przywitać się z niespokrewnioną, atrakcyjną kobietą. Problem pojawia się, gdy chcą go zbyt czule witać krewni płci męskiej...
Powitania i pożegnania stanowią fundament relacji międzyludzkich. Jeśli popełnisz tu jakiś błąd, cała konstrukcja grozi rozsypaniem się w żenującą kupę gruzu – zupełnie jak w przypadku prawdziwego fundamentu. Różnica jest taka, że prawdziwy fundament można zbudować raz a dobrze i mieć na zawsze święty spokój.
Oparte na powitaniach i pożegnaniach relacje międzyludzkie budujemy codziennie i codziennie mamy okazję popełnić ogromne błędy konstrukcyjne. Na pierwszy rzut oka polskie i angielskie powitania i pożegnania wyglądają podobnie: w obu występują takie elementy jak pocałunek w policzek i uścisk ręki. Gdybym mieszkał w Japonii albo arktycznej części Kanady i musiał radzić sobie z tak dziwnymi rzeczami jak ukłony i pocieranie nosów, moja uwaga byłaby pewnie bardziej wyostrzona i popełniałbym być może mniej błędów.
Największym problemem jest całowanie koleżanek. W Anglii mężczyźni całują swoje żony, matki i siostry. Nie mam pojęcia, jak zabrać się za całowanie niespokrewnionej, atrakcyjnej kobiety, aby nie wyszło zbyt intymnie. Moje wcześniejsze doświadczenia nie przygotowały mnie na tego typu wyzwanie, ćwiczyłem raczej przejmowanie pozycji, w której pocałunek z niespokrewnioną, atrakcyjną kobietą miał nabierać wszelkich znamion intymności. Nagle wokół mnie znajduje się mnóstwo atrakcyjnych kobiet i każda z nich oczekuje pocałunku. Sytuacja taka przypomina bycie alkoholikiem i testerem wina jednocześnie: litry trunku, a tu można ledwie zamoczyć usta.
Zdążyłem już się nauczyć, że nie powinno się automatycznie całować każdej napotkanej kobiety – jedna pani z Urzędu Skarbowego pewnie do tej pory pozostaje w szoku. Nie udało mi się za to jeszcze dowiedzieć, kiedy w znajomości następuje przejście do poziomu całowania. Pani z Urzędu Skarbowego nie odpowiada na moje telefony, nie mogę więc dokończyć całego eksperymentu. Kiedy poziom całowania zostaje już w znajomości usankcjonowany, pojawia się problem, kto ma wykonać pierwszy krok podczas następnego spotkania. Jeśli czekam, aż ona zrobi ruch w stronę całowania, wyglądam na niezdecydowanego i koleżanka może poczuć się obrażona. Jeśli to ja pierwszy wykonuję ruch, automatycznie popełniam błąd w języku ciała, który sugeruje, że zamierzam wziąć się za regularne obłapianie. Ona zaczyna krzyczeć, wzywana jest policja i potem do końca wieczoru muszę siedzieć w kącie.
Wyzwaniem jest także ilość pocałunków. Polacy mówią ci, że powinny być trzy, ale kłamią – zdarza się, że jest tylko jeden. Pojedynczy pocałunek może znaczyć: „Nie przepadam za tobą, ale muszę to zrobić”, albo odwrotnie: „Jesteśmy tak dobrymi przyjaciółmi, że nie musimy za każdym razem przechodzić przez te wszystkie formalności.” Polacy instynktownie wiedzą, czy pocałunek będzie jeden, czy też zapowiada się na całą serię i zawsze odchylają się we właściwym momencie. Ja nie mam takiego instynktu, często więc ufnie nachylam się do drugiego w chwili, gdy moja współcałowaczka już się wycofuje i kończę trzepocząc ustami w powietrzu lub przypadkowo muskając koniec jej nosa.
Bardzo ważna jest także kontrola warg. Staje się to jasne w momencie, gdy zdajemy sobie sprawę, że jednoczesny pocałunek dwojga ludzi w policzek jest fizycznie niemożliwy: nasze głowy mają po prostu nieodpowiedni kształt. W rzeczywistości, jedna osoba całuje ciało, a druga powietrze. Jeśli jesteś niedoświadczony, tak jak ja, i trafi ci się powietrze zamiast ciała, możliwe, że nieopatrznie wyślesz odgłos solidnego cmoknięcia prosto w jej ucho. Taka sytuacja nie pomoże raczej twojemu pieczołowicie budowanemu wizerunkowi obytego eleganta.
Całowanie koleżanek jest więc delikatną sprawą, dla Anglików mieści się jednak w granicach normalnego zachowania. Całowanie się z mężczyznami to już inna sprawa. Kiedy wżeniasz się w polską rodzinę, odkrywasz alarmującą prawdę, że jej krewni płci męskiej także mogą cię okazjonalnie pocałować. Zdarza się to wprawdzie dość rzadko i zwykle po wcześniejszym otwarciu kilku butelek wódki, sam jednak fakt, że coś takiego może się zdarzyć, powoduje że tak naprawdę nigdy nie możesz się całkowicie zrelaksować.
Jedną z najgorszych rzeczy, które miały miejsce w czasach komunizmu, nie były wcale egzekucje czy brak towarów na półkach - było nią rozpowszechnienie wśród aparatczyków rosyjskiego zwyczaju całowania się mężczyzn w usta. Widziałem zdjęcia Breżniewa i Honeckera zabierających się za to jak para nastolatków na randce. Praktyka była tak rozpowszechniona wśród rządzących we wschodnim bloku, że Jaruzelskiemu zdarzyło się ostatnio narzekać, że Honecker całował okropnie. Dlatego nigdy nie odniosę sukcesu w polskiej polityce – nie mogę być pewien, czy ten zwyczaj kiedyś nie wróci.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski