Komuniści przeciwko swoim
Gdyby stalinowscy oprawcy zwrócili się
dzisiaj do IPN, mieliby szansę dostać status pokrzywdzonego. Taką
możliwość stwarza ustawa o IPN - pisze "Gazeta Wyborcza".
"Funkcjonariusz systemu, współodpowiedzialny za zbrodnie, sam staje się przedmiotem zainteresowania organów bezpieczeństwa. Czy to oznacza, że można taką osobę uznać za ofiarę systemu i postawić w jednym szeregu z ludźmi, którzy walczyli o wolność?" - takie otwarte pytanie zadają w najnowszym "Biuletynie IPN" Łukasz Kamiński i Grzegorz Majchrzak, historycy opisujący, jak komunistyczne specsłużby prowadziły działania przeciwko członkom rządzącej partii.
Podejrzani dla bezpieki byli w latach 60. członkowie liberalnej frakcji PZPR nazywani rewizjonistami. Największe nasilenie działań operacyjnych wobec działaczy lub byłych działaczy partii miało miejsce w czasach antysemickich czystek z lat 1967-68. Ale inwigilacją objęte były też osoby odsunięte od władzy po kryzysach 1979 czy 1980 r.
Gdyby Anatol Fejgin, Jakub Berman czy Józef Różański zwrócili się dzisiaj do IPN o uznanie ich za ofiary, przepisy mogłyby zmusić Instytut do przyznania im statusu pokrzywdzonego. Byli przecież śledzeni, podsłuchiwani, działała wokół nich agentura. Mieli swoje teczki.
Według prof. Andrzeja Friszkego z Kolegium IPN żaden z żyjących ani rodziny zmarłych byłych stalinowców, którzy popadli w niełaskę, nie zgłosił się do Instytutu z taką prośbą. - Mam nadzieję, że nikt nie będzie pytał o status Jakuba Bermana, bo bylibyśmy w kłopocie - powiedział "Gazecie" Friszke.
- Jest taka możliwość, chociaż z punktu widzenia sprawiedliwości dziejowej byłaby to aberracja, gdyby ktoś taki jak Fejgin, Berman czy Różański dostał status ofiary - przyznaje Prof. Andrzej Paczkowski i dodaje: - Zastanawialiśmy się nad takimi sytuacjami. Dobrego rozwiązania nie ma. Błąd polegał na tym, że oddzielono dekomunizację od lustracji.(PAP)