Komu Złota Batuta?

To jeden z trzech najważniejszych konkursów muzycznych w Polsce. Międzynarodowy Konkurs Dyrygentów im. Grzegorza Fitelberga odbywa się w Katowicach już po raz ósmy.

Komu Złota Batuta?
Źródło zdjęć: © Gość Niedzielny | MAREK PIEKARA

16.11.2007 | aktual.: 17.11.2007 18:40

O konkursie chopinowskim wiedzą wszyscy. Konkurs skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego też cieszy się dużą popularnością. Tymczasem Międzynarodowy Konkurs im. Grzegorza Fitelberga pozostawał dotąd jakby w cieniu, mimo że – podobnie jak dwa wymienione – należy do genewskiej Światowej Federacji Międzynarodowych Konkursów Muzycznych.

Wiele wskazuje na to, że tym razem impreza, organizowana od 1979 roku przez Filharmonię Śląską, zyska należny jej rozgłos. Duża w tym zasługa dyrektor filharmonii, Grażyny Szymborskiej, na której barkach spoczęła promocja konkursu. Tylu imprez towarzyszących w historii MKD jeszcze nie było. Konkurs na plakat, wystawy, konkurs kompozytorski, wydanie albumu „Alfabet ekspresji”, realizacja filmu o Grzegorzu Fitelbergu, a także specjalny koncert symfoniczny w Warszawie – wszystko to sprawiło, że o konkursie Fitelberga mówi się w całej Polsce. Same Katowice żyją imprezą już od kilku tygodni – billboardy, plakaty i reklamy na autobusach zapowiadają, że będziemy mieli do czynienia z wydarzeniem o randze międzynarodowej.

Japończycy bardziej giętcy

Dla organizatorów najważniejsze jest jednak, by wzrastał poziom konkursu. Mirosław Jacek Błaszczyk, dyrektor artystyczny imprezy, bardzo na to liczy. Sam też należy do grona laureatów konkursu, ale swojego występu sprzed szesnastu lat nie wspomina zbyt dobrze: – Nie jestem „typem konkursowym” – zwierza się. – Pamiętam, że strasznie przeżywałem każdy etap. Po występach siedziałem w domu w Gliwicach i z nikim nie rozmawiałem. Byłem bardzo szczęśliwy, kiedy się to wszystko skończyło – śmieje się dyrygent.

Mimo wielkiego stresu, jaki towarzyszy występom, liczba konkursowiczów wzrasta. W tym roku było aż 209 chętnych z 41 krajów, z czego – na podstawie nagrań wideo lub DVD – do pierwszego etapu zakwalifikowano czterdziestu. Najwięcej zgłosiło się Japończyków, ale – z wyjątkiem jednego – wszyscy odpadli w przedbiegach. Przeszło za to kilku Polaków i kilku Amerykanów, a także kandydaci z Australii, Kanady, Litwy, Rosji czy Ukrainy. Mirosław Błaszczyk twierdzi, że narodowość miewa wpływ na sposób dyrygowania: – Skandynawscy dyrygenci mają często w trakcie koncertów kamienne twarze, a z kolei Japończycy są bardziej giętcy – uśmiecha się dyrektor.

Ćwicz przed lustrem

Co łączy dobrych dyrygentów? – Oprócz wiedzy zdobytej w czasie studiów i talentu, potrzebna jest znajomość psychologii i umiejętność współpracy z ludźmi – zaznacza Błaszczyk. – To bardzo trudne zadanie: przekonać ponad setkę wybitnych muzyków do własnej koncepcji. Nie można być w tym ani zbyt nachalnym, ani zbyt potulnym. Często młodzi utalentowani dyrygenci, ze wspaniałą techniką, potrafią w ciągu pięciu minut zrazić do siebie całą orkiestrę, bo myślą, że są najważniejsi. W tym zawodzie konieczna jest pokora. Ale i świadomość, że w orkiestrze nie ma demokracji. Zdarza się, że dyrygent w trakcie prób musi zmodyfikować swoją pierwotną koncepcję. – Czasem słyszę, że np. klarnecista czyta jakąś frazę inaczej, niż sobie to wyobrażałem, i dopiero wspólnie wyrabiamy sobie o niej zdanie – mówi dyrektor artystyczny filharmonii.

Dyrygenturze towarzyszy bardzo ścisły system znaków, który musi być zachowany, aby gesty były czytelne dla orkiestry. Dotyczy to przede wszystkim prawej ręki. – Lewa może pozwolić sobie na więcej swobody – wyjaśnia Mirosław Błaszczyk. – W dyrygowaniu uczestniczy też głowa, mimika twarzy, zwłaszcza oczy i usta, i w ogóle całe ciało. W trakcie koncertu publiczność nie tylko słucha muzyki, ale i patrzy. Często tą osobą, na której skupia się wzrok słuchaczy, jest właśnie dyrygent. Dlatego jego sposób poruszania się nie jest bez znaczenia. – Często radzę studentom, żeby ćwiczyli przed lustrem – mówi Błaszczyk. – Żeby podobać się innym, najpierw muszą podobać się sobie. Ważna jest naturalność. Nie należy zbyt dużo tańczyć, podskakiwać, przerysowywać gestów. Postawa musi być wyprostowana, a ubiór elegancki, bo koncert jest świętem.

Organy jak orkiestra

Mirosław Jacek Błaszczyk, zanim został dyrygentem, był organistą w kościele świętego Antoniego w Rybniku. – Organista, jeśli gra na dobrym instrumencie, w którym jest ponad 30 głosów, ma właściwie w rękach całą orkiestrę. Różnica jest tylko taka, że kiedy włączymy register, to już nie można niczego zmienić. Natomiast instrumenty w orkiestrze mogą zagrać wyraziściej, głośniej, ciszej… Mnie tak się to granie na organach spodobało, że zapragnąłem mieć w ręku „żywy instrument” – orkiestrę. Więc zająłem się dyrygenturą.

Choć ceni się go przede wszystkim za znakomite interpretacje muzyki współczesnej, bardzo lubi też muzykę romantyczną. Jego ulubieńcami są jednak Szostakowicz i Strawiński. – Po latach spełniło się moje marzenie, by dyrygować do „Święta wiosny” i „Pietruszki” Strawińskiego – zwierza się dyrektor artystyczny filharmonii. Te dwa utwory uchodzą za szczególnie trudne ze względu na różnorodność rytmiki. Ale i akompaniament do koncertów fortepianowych Chopina jest dla młodych dyrygentów nie lada wyzwaniem. – Tu z kolei problemem są zwolnienia i przyspieszenia. Dyrygent musi reagować na to, co robi pianista – tłumaczy Błaszczyk.

Z tymi wszystkimi problemami będą musieli się zmierzyć uczestnicy VIII Międzynarodowego Konkursu Dyrygentów im. Grzegorza Fitelberga. W drugim etapie czeka ich spotkanie z muzyką romantyczną i arcytrudne akompaniamenty, m.in. do Koncertu Skrzypcowego d-moll Sibeliusa. Natomiast trzeci etap, do którego przejdzie zaledwie sześciu uczestników, będzie przebiegał pod znakiem muzyki współczesnej. Zastosowane w niej skomplikowane rozwiązania rytmiczne wymagają od dyrygenta wybitnych umiejętności. Komu zatem przypadnie Złota Batuta i 10 tysięcy euro? Przekonamy się już 25 listopada.

Szczególowy program na stronie: www.filharmoniaslaska.art.pl

Muzyka Fitelberga
Grzegorz Fitelberg (1879–1953) był z pewnością najwybitniejszym polskim dyrygentem w XX wieku. Jego sztuka wywarła wielki wpływ na życie muzyczne Polski zarówno w okresie międzywojennym, jak i w latach 40. i 50., kiedy w Katowicach stworzył od podstaw Wielką Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia (WOSPR). Zespół wkrótce zdobył sławę na całym świecie. W 50. rocznicę śmierci Polskie Radio, spłacając dług wielkiemu dyrygentowi, skrzypkowi i kompozytorowi, wydało album, w którym zaprezentowany został wybór twórczości polskich kompozytorów ostatniego stulecia, w wykonaniu WOSPR pod dyrekcją Fitelberga. Album składa się z dwóch płyt. Jedna poświęcona jest utworom Moniuszki, Noskowskiego, Karłowicza i Lutosławskiego, prezentowana jest także własna kompozycja Fitelberga. Na drugiej znajdują się wyłącznie utwory Karola Szymanowskiego. Dyrygent był jego przyjacielem, a także wybitnym propagatorem oraz znakomitym wykonawcą. W pamięci pozostaje zwłaszcza liryczna interpretacja uwertury „Bajka” Moniuszki i poematu „Step”
Noskowskiego, a także niezwykle dynamiczne brzmienie fragmentów „Harnasi” Szymanowskiego – warto tego słuchać.

Szymon Babuchowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)