Komorowski: nic nie poradzimy na opieszałość prezydenta
W Polsce nie ma możliwości zbudowania prawa przy założeniu, że wejdzie w życie Traktat Lizboński; w kwestii ewentualnie większej liczby polskich mandatów w PE
wyciągniemy wnioski, gdy traktat wejdzie w życie - powiedział marszałek sejmu Bronisław Komorowski.
Marszałek odniósł się w ten sposób do informacji, którą podał serwis tvp.info, że ciągle nie ma przepisów regulujących sytuację po wejściu w życie Traktatu z Lizbony. Zyskamy wtedy jednego europosła (w sumie będzie ich wtedy 51), nadal jednak nie wiadomo, jak zostanie wyłoniony. Obecna ordynacja nie przewiduje możliwości przekazania mandatu kolejnemu kandydatowi z list wyborczych. Jeśli nie będzie zmian w prawie, to niewykluczone są dodatkowe wybory.
- Prawem jest to, co zostało przyjęte. Póki co, m.in. z powodu opieszałości prezydenta z podpisaniem Traktatu Lizbońskiego - po zgodzie parlamentu na jego ratyfikowanie - traktat nie wszedł w życie. Polska doktryna prawna jest tak zbudowana, że nie można tworzyć systemu prawnego, uchwalać prawa, antycypując przyszłe wydarzenia - powiedział marszałek.
Komorowski zaznaczył, że w Traktacie Lizbońskim jest zapisana ogólna liczba mandatów w całym PE, która się zwiększy, natomiast nie jest powiedziane ile, jaki kraj z tego zwiększenia będzie miał. - Więc dziś nie dałoby się zrobić żadnego przepisu prawa, nawet gdyby pozwalała doktryna prawna państwa - stwierdził.
Informacjami w sprawie dodatkowego euromandatu dla Polski nie jest zaskoczony szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz. - To, że ten problem zaistnieje wszyscy w administracji rządowej wiedzieli - mieliśmy już kilka spotkań w tej sprawie - powiedział.
Również on podkreślił, że Polska znalazła się w tej sytuacji w wyniku obowiązującej u nas "filozofii prawnej", która zakłada prace legislacyjne wyłącznie na podstawie obowiązujących międzynarodowych aktów prawnych.
Jego zdaniem trzeba znaleźć najprostsze rozwiązanie, bo prawnych możliwości jest kilka. - Nie dramatyzowałbym tego problemu, bo takie rozwiązanie na pewno znajdziemy - uspokaja. Minister zwrócił uwagę, że problem dotyczy nie tylko Polski, ale również kilku innych krajów członkowskich UE.
- Nie ma dramatu, problem zostanie rozwiązany albo przez nowelizację ordynacji wyborczej do PE, albo jakiś inny akt prawny - powiedział. Podkreślił, że na pewno będzie to wymagało dyskusji między sejmem i senatem a Parlamentem Europejskim.
Według Dowgielewicza jedna z możliwości polega na tym, że odbędą się wybory uzupełniające. Druga na tym, że 51. europosła wybierze spośród posłów i senatorów Zgromadzenie Narodowe, ale na to musiałby wyrazić zgodę PE.
Może się także - jego zdaniem - okazać, że możliwa jest także trzecia droga wyboru brakującego europarlamentarzysty: do PE wejdzie kandydat, który po czerwcowych wyborach znalazł się tuż pod poprzeczką - otrzymał najwięcej głosów, ale nie wszedł do unijnego zgromadzenia.
Pytany o sprawę Kierownik Krajowego Biura Wyborczego Kazimierz Czaplicki podkreślił, że jeżeli zostanie podpisany Traktat Lizboński i na mocy tego traktatu Polska uzyska dodatkowo jeden mandat i 51 posłów do PE będzie reprezentowało nasz kraj, nie będzie potrzeby przeprowadzania dodatkowych wyborów.
Czaplicki zwrócił uwagę, że wybory do europarlamentu są proporcjonalne, więc - jak argumentował - obsadzenie jednego mandatu w proporcjonalnym systemie podziału mandatów jest nie do przeprowadzenia.
Jak przypomniał, zgodnie z ordynacją PKW dokonuje w pierwszej fazie po głosowaniu, ogólnego podziału mandatów pomiędzy komitety wyborcze na podstawie liczby głosów oddanych na poszczególne listy tego komitetu, z uwzględnieniem pięcioprocentowego progu.
Następnie Komisja ustala podział 50 mandatów pomiędzy uprawnione komitety, a później przystępuje do podziału mandatów przypadających poszczególnym kandydatom tych komitetów.
Według Czaplickiego, PKW na mocy nowej ustawy, na podstawie wyniku wyborów z 7 czerwca, mogłaby ustalić jakiemu komitetowi wyborczemu, w jakim okręgu i któremu kandydatowi dodatkowy mandat przypada.