Komisariat „na górce”
Na Górniaku można kupić kradzione buty, fałszywe dowody osobiste, zaświadczenia, karty telefoniczne, a także spirytus i papierosy z przemytu. Cały ten nielegalny handel kwitnie w najlepsze pod bokiem policji, która swoją siedzibę ma w komisariacie przy ul. Wólczańskiej.
05.11.2003 08:42
Chłopcy „rojalowcy”
Elitę wśród nielegalnych handlarzy stanowią na Górniaku „rojalowcy”, czyli sprzedawcy spirytusu marki „Royal”. Stanowiska handlowe mają przy kamiennych stołach. Harują ciężko. Na targowisku można ich już spotkać o godz. 5. Samochodami przywożą spirytus i składują go w pobliskich budkach. Donoszą go im mężczyźni będący na ich usługach. Zarabiają krocie. Niedawno kilku z nich kupiło sobie nowe skody. Nic dziwnego. W okresie przedśwątecznym w ciągu jednego dnia potrafią sprzedać nawet po 200 butelek trefnego trunku!
Kiedyś na rynku pojawili się policjanci nie związani z komisariatem przy ul. Wólczańskiej. Zatrzymali właściciela czerwonego fiata wypakowanego spirytusem. Handlarz wyrzucił kluczyki i powiedział, że nie odpali auta. Funkcjonariusze wezwali lawetę i odholowali wóz na komisariat. Nasi rozmówcy opowiadają, że jego właściciel już po kilku godzinach znów handlował na rynku alkoholem.
W królestwie „Knura”
Przy wejściu na główną alejkę, zwaną Marszałkowską, w pobliżu kiosku z kosmetykami, spotkać można niejakiego „Knura”. Jest to niewysoki, nalany mężczyzna. Mówi się o nim, że ma duże znajomości w policji i... wśród złodziei samochodów. Za odpowiednią opłatą można za jego pośrednictwem odzyskać prawie każde skradzione w Łodzi auto. „Knur”, gdy tylko dostanie zlecenie, telefonicznie kontaktuje się ze współpracownikami. Przeważnie dzwoni z automatu zainstalowanego na budynku Szpitala im. Kopernika.
Ostatnio nie wiedzie się mu najlepiej. Po udanej transakcji tęgo sobie popił i pokłócił się z kumplami. Ci obili mu gębę i popchnęli na szybę. W szpitalu wylądował mocno pocięty szkłem. Dużym powodzeniem wśród klientów robiących zakupy na targowisku, cieszą się podrobione karty telefoniczne. Nic dziwnego. Karta zawierająca 25 impulsów kosztuje zaledwie... 5 zł!
Na Górniaku od lat w tych samych miejscach urzędują handlarze złotem i chłopcy z miasta, którzy za odpowiednią opłatą potrafią dać każdemu wycisk. Policjanci z pobliskiego komisariatu w te rejony zapuszczają się jednak rzadko.
Rynek huczy, że niektórzy z nich wpadają po flaszkę spirytusu lub żeby pogonić obcych handlarzy, którzy robią konkurencję dla miejscowych.
W komisariacie
O komisariacie przy ul. Wólczańskiej, zwanym popularnie „na górce”, krążą różne, dziwne, opowieści. Opowiada starszy mężczyzna, mieszkaniec podłódzkiej miejscowości:
– Volkswagena golfa skradziono mi w pobliżu więzienia przy ul. Kraszewskiego. Auto zostawiłem bez opieki na pięć, może dziesięć minut. Gdy zadzwoniłem na 997 poinformowano mnie, że muszę zgłosić się do komisariatu przy ul. Wólczańskiej. „Na górce” zawiadomienie o popełnionym przestępstwie przyjęła od poszkodowanego policjantka. Sprawdziła dokumenty skradzionego wozu, dokładnie wypytała o okoliczności kradzieży, wartość auta, numer telefonu domowego okradzionego mężczyzny i wszystkie te informacje wpisała do protokółu.
– Nie zdążyłem jeszcze dojechać do domu, gdy złodzieje zadzwonili pod podany przeze mnie w komisariacie numer – kontynuuje właściciel skradzionego volkswagena. Za zwrot auta złodzieje zażądali 5 tys. zł.
– Powiedziałem, że jestem rencistą i nie mam takiej sumy. „Kaziu nie p..., auto wyceniłeś na 12 tys. zł i mówisz, że nie masz takiej kasy? – usłyszałem. Odjęło mi mowę. Skąd oni mogli mieć takie dokładne informacje, zacząłem się zastanawiać.
Złodzieje zatelefonowali jeszcze kilka razy. Grozili, że jeśli nie dostaną gotówki, spalą samochód. Po długich negocjacjach „wykupkę” obniżyli do 3 tys. zł. Pieniądze pokrzywdzony miał wpłacić na... podane przez nich konto w jednym z łódzkich banków.
– Dobrze, że stamtąd uciekłem. Gdybym popracował jeszcze kilka miesięcy, to pewnie wylądowałbym w kryminale – opowiada emerytowany policjant, były pracownik komisariatu przy ul. Wólczańskiej.
(p)