Komentatorzy o debacie Kopacz-Szydło
Debata premier Ewy Kopacz z Beatą Szydło wzmocni obie dominujące partie, ale ze wskazaniem na PiS - uważa redaktor naczelny kwartalnika "Fronda LUX" Mateusz Matyszkowicz. Jego zdaniem taki wynik zwiększa szanse na samodzielne rządy tego ugrupowania po wyborach. Według prof. Andrzeja Piaseckiego, politologa z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, w debacie wizerunkowo lepiej wypadła Beata Szydło, a merytorycznie - Ewa Kopacz. Wedle jego opinii debata nie będzie miała większego przełożenia na wynik wyborów.
Matyszkowicz ocenił, że poniedziałkowa telewizyjna debata pt. "Rozmowa o Polsce" zakończyła się "remisem ze wskazaniem na Beatę Szydło". Jak mówił, wiceprezes PiS wygrała tym, czym może wygrać kandydatka partii będącej osiem lat w opozycji, stając naprzeciwko polityka, który odpowiadał w tym czasie za rządzenie krajem.
- Wprawdzie obie panie były dobrze przygotowane do debaty, to jednak Szydło wygrywa świeżością i obietnicą. Za każdym razem propozycje składane przez kandydatkę partii dotychczas rządzącej są oceniane przez wspomnienie poprzednich ośmiu lat i premier Ewa Kopacz musiała się z nich tłumaczyć - wyjaśnił.
Według szefa "Frondy LUX" ważnym pomysłem marketingowym działającym na korzyść Szydło było zaprezentowanie przez nią projektów ustaw, czyli "konkretu, który ma coś zmienić". W jego ocenie premier Kopacz nie pokazała natomiast, że góruje nad rywalką doświadczeniem i znajomością realnej polityki. - Nie było widać takiej różnicy. Była widoczna różnica w zestawieniu kobiety zmęczonej władzą i obroną swojej pozycji z kobietą świeżą, która wchodzi do takiej polityki - stwierdził.
W ocenie Matyszkowicza kandydatka PiS poradziła sobie także z przekazem PO, że głosując na nią, Polacy wybierają Jarosława Kaczyńskiego. - Słowa, w których powiedziała do urzędującej pani premier, że spotykają się one dwie, wyznaczyły jakiś teren dominacji - stwierdził.
- Nie znamy intencji prezesa Kaczyńskiego, nie wiemy, czy jego wycofanie się (z funkcji przyszłego premiera - przyp. red.) jest realne, czy pozorne, ale fakt ustawienia debaty publicznej między tymi dwiema kobietami, fakt złożonej obietnicy objęcia urzędu przez jedną z nich, będzie dalekosiężny w skutki, także dla polskiej prawicy i środowiska PiS. Wydaje się, że oto został dokonany jakiś akt sukcesji, i że Szydło przejmuje rolę Kaczyńskiego w polskiej polityce. I to jest bardzo wyraźne - ocenił.
Matyszkowicz podkreślił, że dla niego jest czymś niezwykłym, że kluczowa debata decydująca o wynikach wyborów parlamentarnych toczyła się między dwiema kobietami. Jak ocenił, to jest zjawisko unikalne na skalę światową. Jego zdaniem niezależnie od wyniku ta debata jest "ciekawym elementem opowiedzenia o Polsce współczesnej, która wymyka się pewnym schematom".
Jak mówił, ma na myśli schematy typu "patriarchalny konserwatyzm, oznaczający dominację mężczyzn czy kobiety identyfikujące się jedynie z programem feministycznym", które "dzisiaj zostały zdezaktualizowane".
Publicysta zauważył, że w polskiej rzeczywistości kobiety są raczej konserwatywne, często bardziej niż ich mężowie. - Dlatego tak naprawdę w elektoracie kobiecym więcej może zdziałać konserwatywna Szydło niż premier puszczająca oko w kierunku środowisk progresywnych - ocenił.
Matyszkowicz powiedział też, przebieg debaty pokazał, że obie kandydatki były nastawione na wyborcę niezdecydowanego, który podejmie decyzję w ostatnim tygodniu przed wyborami. - Myślę, że wpłynie ona na wielu wyborców dotąd niezaangażowanych. Wielu antypisowskich przekona, żeby jednak pójść do urny, podobnie jak wielu antyplatformerskich skłoni do oddania głosu na PiS. Skutkiem będzie wzmocnienie obu dominujących obecnie partii, ze wskazaniem na PiS. Zatem prawdopodobieństwo zwycięstwa i samodzielnych rządów PiS wzrasta po tej debacie - podsumował.
"Bez większego wpływu na wynik wyborów"
W debacie wizerunkowo lepiej wypadła Beata Szydło, a merytorycznie - Ewa Kopacz - uważa prof. Andrzej Piasecki, politolog z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Według niego debata nie będzie miała większego przełożenia na wynik wyborów.
- Mocne strony Beaty Szydło to pozytywny przekaz, mowa ciała - można uznać to za tanie chwyty marketingowe, ale przeciętny wyborca, który od wielkiego dzwonu interesuje się polityką, nie jest obojętny na takie sztuczki, to robi na nim wrażenie - powiedział Piasecki.
U Kopacz zwrócił on uwagę na merytoryczne przygotowanie, które nie powinno być niczym nadzwyczajnym u urzędującego szefa rządu. - Jako premier ma ona ogromną wiedzę, utrwala ją, powtarza i dlatego dobrze wypada przytaczając liczby, tłumacząc zawiłe sprawy, np. krótko i konkretnie wyjaśniła kwestie energetyczne - ocenił prof. Piasecki.
Słabą stroną kandydatki PiS na premiera było - zdaniem politologa - zachowanie "trochę jak na wiecu". - Wielokrotnie powtarzała się o spotkaniach z Polakami, o tym, że ich słucha - to nawet dla jej zwolenników mogło być już trochę ograne - ocenił.
- Z kolei u pani Kopacz nie na miejscu była agresja, nadpobudliwość czy arogancja - bardzo często przerywała, to może być nie do końca do zaakceptowania nawet dla jej zwolenników, może to przystoi bardziej opozycji niż urzędującemu premierowi - dodał politolog.
Jak ocenił, Szydło "zręcznie uciekała" od niewygodnych tematów, a Kopacz "za bardzo chciała ją do tego zmusić".
Jego zdaniem poniedziałkowa debata nie będzie miała większego wpływu na wynik wyborów parlamentarnych. - To nie jest to, żebym chciał ją lekceważyć, ale nie była to debata decydująca, przesądzająca i rozstrzygająca. Była to debata wpisująca się w kampanię i w charakter przywódczyń, wizerunków dwóch kobiet, aby utwierdzić dwa elektoraty w swoich przekonaniach - uznał Piasecki.
Politolog skrytykował - jego zdaniem - nadmierne sformalizowanie spotkania. - 27 lat temu Miodowicza i Wałęsy nikt nie ustawiał, a była to najciekawsza debata, jaką kiedykolwiek widziałem w Polsce - stwierdził.
Prof. Piasecki zwrócił też uwagę, że była to pierwsza debata kobiet, co "na pewno będzie odnotowane, może też jako pewien przełom, który się przyczyni do prawdziwego parytetu w wielu sprawach". - Z drugiej strony męskie debaty niosły większy ładunek determinacji, tutaj może były większe emocje - zauważył.