ŚwiatKomentarz Internauty: Teatr dyplomacji

Komentarz Internauty: Teatr dyplomacji

Dyplomatyczne przepychanki w sprawie Iraku doprowadziły do dość ciekawej sytuacji, w której szef Pentagonu Donald Rumsfeld dokonał podziału Europy na starą i nową. Dla kraju takiego jak Polska fakt znalezienia się w jakiejś nowej Europie może być nieco zaskakujący, ponieważ do grona członków tej starej Europy od wielu już lat aspirujemy. Tymczasem dowiadujemy się, że staliśmy się członkami nowej Europy.

Europę podzieliła kwestia wojny USA z Irakiem. Czy jednak podział Europy na starą i nową ma sens? Europa jest jedna, a to, że poszczególne jej państwa mają inną wizję rozwiązania pewnego problemu wynika z zupełnie innych czynników aniżeli fakt istnienia Europy starej i Europy nowej.

Dyskusje na temat tego, kto jest potężniejszy: czy Europa czy USA przypominają dyskusje o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy. Porównywanie tych dwóch kontynentów do siebie bez uwzględnienia szeregu faktów historycznych nie ma żadnego sensu. Obecne tarcia pomiędzy Europą i Ameryką wynikają w dużej mierze z tego, że kraje takie jak Francja czy Niemcy mają zbyt mały (oczywiście w stosunku do własnych aspiracji) wpływ na międzynarodowej scenie politycznej. Ich zdecydowany sprzeciw dla amerykańskiego ataku na Irak oprócz sporego szumu niczego więcej do sprawy nie wniósł.

Niemcy od czasu zakończenia drugiej wojny światowej są bardzo ostrożni we wszelkich akcjach militarnych, czemu trudno się dziwić. Ponadto od pewnego czasu, kraj ten boryka się z wieloma bardzo poważnymi problemami gospodarczymi, do których należy m.in.: wysoki jak na Niemcy poziom bezrobocia. Bardzo często wraz z kryzysem gospodarczym przychodzi kryzys w polityce zagranicznej i nie ma w tym nic dziwnego. Dla Niemców ważniejsze jest teraz to, aby ich gospodarka znowu była najpotężniejsza w Europie. Społeczeństwo niemieckie pragnie na pewno powrotu do tych dni, kiedy Niemcy były ekonomicznym liderem Europy. Pomoc Ameryce w obaleniu irackiego reżimu nie jest chyba według Niemców najpilniejszą potrzebą dla ich ojczyzny. Z kolei prezentowanie Niemiec jako potęgi militarnej jest być może trochę niepoprawne politycznie i może u niektórych budzić niezdrowe skojarzenia.

We Francji sytuacja wygląda jeszcze ciekawiej niż w Niemczech. Francja nie może po prostu sobie pozwolić na poparcie USA, już choćby tylko ze względu na obecność w ich kraju tak licznej grupy etnicznej, jaką są Arabowie. Wszystkie te na pozór delikatne i misterne zabiegi dyplomatyczne to zwykły teatr. Wojny z Irakiem prawdopodobnie uniknąć się już nie da. Nawet wizyta wysłanników Watykanu w Bagdadzie niewiele pomoże.

Jeśli zaś chodzi o "wielkiego Brata", no cóż dla Amerykanów najważniejsze są przede wszystkim problemy własnego podwórka. Każdego prezydenta ocenia się głównie przez pryzmat własnego portfela i wpływu decyzji głowy państwa na jego grubość. Społeczeństwo amerykańskie staje murem za swoim przywódcą przeważnie w czasie wojny. Podobną sytuację możemy zauważyć również dzisiaj. Chociaż przeciwników ataku na Irak nie brakuje również w USA.

Często podnoszonym argumentem w dyskusji przeciwko wojnie z Irakiem jest to, że amerykański atak na Irak spowoduje śmierć wielu niewinnych niczemu ludzi. Argument niewątpliwie mocny, lecz za śmierć wielu cywilów nie jest tak do końca odpowiedzialny tylko i wyłącznie G.W. Bush. Za śmierć tych ludzi tak samo odpowiedzialny jest Saddam Husajn.

Olbrzymie złoża ropy naftowej to surowiec, dzięki któremu Irak w ogóle istnieje biorąc pod uwagę obecny ustrój polityczny i gospodarczy tego kraju. Ta sama ropa, która zapewnia Irakowi jego obecną pozycję jest też przyczyną jego obecnych kłopotów. USA na pewno będą chciały skorzystać ze wspomnianych już zasobów ropy, nie ma w tym nic dziwnego. Prezydent USA robi to, co jest najlepsze dla USA. Przecież nie będzie pomagał tym, którzy wysyłają samoloty z samobójcami na Nowy Jork. Narzekanie, na unilateralizm USA jest trochę śmieszne. Czy kanclerz Niemiec, czy prezydent Francji robi coś, co pomaga im politycznym przeciwnikom, a szkodzi jednocześnie własnemu narodowi?

Każdy kraj dąży do wzmocnienia swojej pozycji na międzynarodowej scenie politycznej kosztem pozycji innych krajów. Jest to zasada tak stara, jak stary jest świat. Jest ona równie oczywista, jak fakt, że potęga USA wynika z chwilowej słabości Europy. Stary kontynent przeżywa niewątpliwie teraz kryzys zarówno gospodarczy jak i kryzys jednomyślności w polityce zagranicznej. Jednak Europa przetrwała już tyle kataklizmów politycznych i gospodarczych, że ten też na pewno przetrwa.
Klaudiusz Szymańczak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)