Kółko z wałkiem
"Kaowiec, czyli animator kulturalno-oświatowy, przez wiele lat był poważną instytucją, gwarantem dobrej zabawy i nieodłączną częścią wczasów pracowniczych. Do niedawna traktowany był z przymrużeniem oka jako egzotyczny wykwit poprzedniej epoki i wizytówka minionego ustroju. Dziś kaowiec powraca razem z nostalgią za państwem opiekuńczym oraz na fali zapotrzebowania rynkowego" - pisze "Trybuna".
24.07.2004 | aktual.: 24.07.2004 07:41
"W damskiej toalecie ktoś napisał na ścianie 'głupi kaowiec' - donosił Poeta w 'Rejsie' Marka Piwowskiego, demonstrując poszlakę: kredę. W ten sposób powstało jedno z kultowych określeń wszech czasów: odtąd jeśli był kaowiec, to zawsze głupi" - podkreśla dziennik. Jak pisze gazeta, historyk kultury Antoni Kroh przytacza taką definicję: "Kaowiec - funkcjonariusz wydziału kulturalno- oświatowego w zakładzie pracy, także instruktor kulturalno- oświatowy na wczasach".
"Ten skrót stanowił nawiązanie do wzorów radzieckich. Na tej samej zasadzie funkcjonował w języku potocznym termin kierdział (kierownik działu) czy domwyp (dom wypoczynkowy), w którym czas wolny urlopowiczów organizowali właśnie kaowcy. Ich zadaniem było czuwanie nad 'prawidłowością procesu relaksacji klasy robotniczej w aspekcie odnowy psychofizycznej w celu dalszej wytężonej pracy dla dobra socjalistycznej ojczyzny'. Jak głosiły wytyczne dla Funduszu Wczasów Pracowniczych: 'każda forma samoobsługi kulturalnej wczasowiczów wymaga dyskretnej, ale fachowej ingerencji instruktora kulturalno-rozrywkowego'" - informuje "Trybuna".
"Janusz Gajski, emerytowany kaowiec i nauczyciel tańca, opowiada, że niegdyś ulubioną zabawą klasy robotniczej na wczasowych turnusach było tzw. kółko z wałkiem. Przodownicy pracy i aktywiści zakładowi stawali w kółeczku na przemian: pan, pani, pan. Kolana ugięte, a między kolanami albo udami wałek do ciasta. I trzeba go było podać drugiej osobie bez udziału rąk: od tyłu lub z przodu, byleby wałek nie upadł. A jak upadł - to śmiechu było co nie miara, a pechowiec dawał fanta. Tak kiedyś ludzi bawiono i dobrze było - wspomina pan Janusz" - pisze Trybuna".