Kolizja pracownicy komisariatu w Dęblinie zagadką nie do rozwikłania dla policji

Do kuriozalnej sytuacji doszło w Dęblinie. Kierowca stracił panowanie nad autem, uderzył w ogrodzenie i zaparkowany samochód. Choć od kolizji minął ponad miesiąc, a osoba siedząca za kółkiem od początku jest znana policji, to nadal nie ustalono winnego. Według poszkodowanych wszystko dlatego, że pojazdem kierowała cywilna pracownica komisariatu w Dęblinie.

Policja. Zdjęcie ilustracyjne
Policja. Zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images | Ivan Mezhui
Monika Mikołajewicz

Wygięta brama, wyrwane trzy przęsła oraz wiele uszkodzeń samochodu, w tym zbity reflektor, pęknięta przednia szyba, zniszczony zderzak i mocno zarysowany prawy bok - to bilans kolizji, do jakiej doszło 14 września w Dęblinie. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", prowadzony przez pracownicę lokalnego komisariatu peugeot 307 uderzył w bramę oraz w zaparkowany samochód. Właściciele uszkodzonego mienia do dziś nie mogą otrzymać odszkodowania, gdyż policja twierdzi, że nie można wskazać winnego.

Wszystkiemu winny ciemny samochód?

Według tłumaczeń funkcjonariuszy, to nie kierująca peugeotem jest winna. Według jej zeznań wystraszyła się "ciemnego samochodu", który miał nadjechać z naprzeciwka. Monitoringu w pobliżu miejsca zdarzenia nie ma. W takim wypadku nie można ustalić winnego.

- Jeden z policjantów siedział w samochodzie i coś sprawdzał. Drugi dopytywał: "Renatko, a może na krawężnik wjechałaś? Może opona ci pękła? A może ktoś ci wyjechał?". To wyglądało jak jakaś sugestia. Już od początku ta interwencja nam się nie podobała. Gdybym wiedziała, że to się tak potoczy, to całość bym nagrywała - cytuje jednej z poszkodowanych "Gazeta Wyborcza".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Interwencja poselska

Do podobnych wypadków dochodziło w tamtym feralnym miejscu częściej. Jak twierdzi poszkodowana, ogrodzenie już wiele razy musiało być naprawiane. Zawsze jednak sprawca szybko był wskazywany, a likwidacja szkód odbywała się za pieniądze z ubezpieczenia winnego.

Dziwną historią postanowił zająć się poseł Nowej Lewicy, Jacek Czerniak, który domaga się wyjaśnień od szefa MSWiA. Złożył w tej sprawie zapytanie poselskie. Chce poznać odpowiedzi na pytanie, czy przedłużające się postępowanie wynika z tego, że samochodem kierowała pracownica lokalnego komisariatu. Chciałby także dowiedzieć się, czy zostały już podjęte jakieś kroki i decyzje, a także, czy potencjalna sprawczyni została zawieszona w czynnościach na czas prowadzonego postępowania.

Jak informuje "Gazeta Wyborcza", 16 października sprawa została przekazana do KPP w Łukowie.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (49)