Kolekcjonerzy śmieci
Próbuję sobie wyobrazić puszkę po zupie Campbell’s stojącą dumnie na tapczanpółce w latach 80. gdzieś w Polsce. Jest biało-czerwona jak puszka po piwie Tuborg albo pudełko po papierosach Marlboro. Prezentuje się bardzo dobrze. Wielka ekspansja brandu na Wschód, która była możliwa dopiero po ‘89 roku, przygotowana była na milionach tapczanpółek.
Kiedy w 1962 roku Andy Warhol namalował puszkę zupy Campbell’s, czym ostatecznie wprowadził popart na salony, w Polsce nie było jeszcze zup instant. Nie było opakowań, które tak jak Warholowska puszka mogłyby stać się ikonami. Większość opakowań było zwrotnych lub do wielokrotnego wykorzystania (jak słynne musztardówki). Kiedy pojawiały się opakowania charakterystyczne, ich zadaniem nie było budowanie identyfikacji wizualnej danej marki bądź produktu, były one poligonem polskich artystów wpuszczonych (przez przypadek? przez pomyłkę?) na nierozpoznane pole marketingowego dizajnu.
Kilkanaście lat później dla milionów dzieci w Polsce i innych krajach bloku wschodniego odpowiednio liczna kolekcja opakowań po zachodnich produktach stała się symbolem statusu. Wtedy właśnie John Cage powiedział o Andym Warholu: „walczył powtórzeniami, by pokazać nam, że żadne powtórzenie w rzeczywistości nie istnieje, że wszystko, na co patrzymy, jest godne naszej uwagi”. W Polsce lat 80. takie stwierdzenie wyglądało jak głos z innego świata. Wszyscy doskonale wiedzieli, że każda puszka po piwie jest niepowtarzalna (jedna ma wgniecenie, druga małą rysę, a trzeciej nie ma, bo w tych kolekcjach nie istniały długie serie). Wszyscy wiedzieli, że każde pudełko po papierosach, każdy papierek od czekolady, każda puszka po dezodorancie, że te wszystkie obiekty, detalicznie sprowadzane przez emisariuszy z Zachodu, są godne naszej uwagi.
Taylor Mead widział dzieło Warhola nieco inaczej niż Cage: „Jesteś amerykańskim Wolterem. Dajesz Ameryce dokładnie to, na co zasługuje: puszkę Campbella na ścianę”. Wyczuwalna jest w tej apologii społeczna krytyka. Ameryka, choćby nie wiem jak starała się przekonać nas o swoich elitarnych, artystowskich ambicjach, zawsze pozostanie domeną seryjnej produkcji, seryjnych gustów, produkcji gustów. Mead czyni z Warhola filozofa, który wykorzystuje język mas, by je wyszydzić, obnażyć ich pustkę.
Spojrzenie Cage’a ze spojrzeniem Meada łączy głęboko zakorzenione przekonanie, że puszka zupy Campbell’s jest czymś zwyczajnym. Czterdzieści lat temu, trzydzieści lat temu, dwadzieścia lat temu nikt w Polsce nie mógł w ten sposób interpretować dzieła Warhola.
Tam, skąd pochodziły puszki czy pudełka po papierosach, miały konkretny przekaz marketingowy. Jednak jego sens nie docierał na polską tapczanpółkę. Pudełko papierosów zostało pozbawione całego kontekstu, na którym budowany był ów sens marketingowy. Przestawało być jedynie znaczeniowym naddatkiem, a stawało się komunikatem samym w sobie. Fakt, że istnieje świat, w którym opakowanie coś znaczy, był dla nas tak piorunujący, że – pomimo iż nie mieliśmy dostępu do znaczonego – zaczęliśmy hołubić znaczące. Za sam fakt komunikowania.
Ten komunikat przetrwał tapczanpółki i kolekcje odpadków i zabrzmiał pełnym głosem w latach dziewięćdziesiątych. Każdy z nas mógł już wtedy bez oporów pozwolić sobie na kartonowe pudełka, puszki, te wszystkie śmieci, które jeszcze przed chwilą były towarem luksusowym. Oczywiście kupujący mleko w kartonie bądź piwo w puszce podkreślają, że głównie chodzi im o wygodę, ale skoro Polska zajmuje pierwsze miejsce w Europie pod względem udziału piwa puszkowanego w całości sprzedaży, to można zapytać, czym różni się nasza wygoda od wygody niemieckiej (Niemcy wolą butelki zwrotne). Różni się pewnie niewiele. Zdecydowanie bardziej różnią się nasze wygłodzenia. A my wciąż jesteśmy głodni nowego wspaniałego świata, który kilkanaście lat temu obiecywały nam puste puszki ustawione w piramidki na honorowym miejscu.
Kolekcje zużytych opakowań zniknęły. Ale nie do końca. Co chwile jakaś firma ogłasza konkurs, którego uczestnicy mają zebrać odpowiednią liczbę zakrętek, etykietek, kodów kreskowych. Ci, którzy osiągną w tym mistrzostwo, mogą liczyć, że zamienią stos śmieci na maskotkę lub samochód. Opakowanie wciąż nas łudzi jakimiś obietnicami, wciąż sugeruje, że jest drogą do lepszego świata.
Więcej - (op.cit.,) – Seryjne gusta