Kolejne zarzuty IPN za utrudnianie śledztwa ws. Przemyka
Dziewięciu kolejnym byłym oficerom SB i MO
warszawski pion śledczy IPN postawił zarzuty utrudniania śledztwa
po śmierci Grzegorza Przemyka - 19-latka śmiertelnie pobitego w
1983 r. w stołecznym komisariacie przez milicję.
24.09.2008 | aktual.: 24.02.2009 13:06
Śmierć Grzegorza Przemyka - pobitego na śmierć przez milicjantów syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej - to jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL, wciąż nie do końca wyjaśniona i rozliczona.
Nowe zarzuty przedstawiono m.in. podpułkownikom milicji z komendy głównej MO: Wiesławowi L. i Stanisławowi S. Pierwszy był na początku lat 80. naczelnikiem wydziału dochodzeniowo-śledczego, a potem szefem biura kontroli i analiz (wtedy w "dochodzeniówce" zastąpił go ppłk Stanisław S.).
Zarzuty dotyczą akceptowania operacyjnego planu milicji, która na potrzeby śledztwa fabrykowała dowody przeciw Cezaremu F. - przyjacielowi śmiertelnie pobitego maturzysty, obciążającego milicjantów odpowiedzialnością za to pobicie. Grozi za to pięć lat więzienia.
Działania operacyjne wobec F., który 12 maja 1983 r. bawił się z Przemykiem na warszawskiej Starówce po zdanej maturze i szedł z nim aż na komisariat MO przy ul. Jezuickiej i widział, kto był wewnątrz, były szeroko zakrojone.
IPN ustalił, że wszczęto przeciw niemu tzw. sprawę operacyjnego sprawdzenia o kryptonimie "Świadek", a potem - w akcji o kryptonimie "Junior" zaczęto go inwigilować i gromadzić informacje obciążających Cezarego F. i jego zamieszkałych pod Radomiem rodziców. Miało to na celu zastraszenie go, by zmienił obciążające zeznania.
Słowa przyjaciela Przemyka były kluczowe we wszystkich procesach, jakie wytaczano milicjantom w tej sprawie. W 1997 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił Ireneusza K., a dyżurnego z komisariatu Arkadiusza Denkiewicza, który nawoływał milicjantów: "bijcie tak, żeby nie było śladów", skazał na 2 lata więzienia (nie odsiedział ani dnia, bo po wyroku doznał takich zmian w psychice, że odbywanie kary nie jest możliwe). Oficer KG MO Kazimierz Otłowski został wtedy skazany na półtora roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. (po apelacji został uniewinniony).
Nowe zarzuty postawiono także siedmiu innym b. oficerom SB i MO. Dotyczą one nakłaniania m.in. groźbami do przyznania się do nie popełnionego przestępstwa sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala - by wzajemnie obciążyli się winą za jego pobicie (stanęli oni wtedy przed sądem w sterowanym przez władze procesie i zostali skazani).
Według IPN, podejrzani m.in. psychicznie znęcali się nad sanitariuszami Jackiem S. i Michałem W. w celu wywołania u nich zagrożenia życia i zdrowia ich oraz ich rodzin. IPN zarzuca im, że robili to w celu uniknięcia odpowiedzialności karnej sprawców z MO - czym utrudniali ówczesne śledztwo w sprawie śmierci Przemyka i działali na szkodę wymiaru sprawiedliwości. Grozi im za to do trzech lat więzienia; nie przyznali się do winy.
Jacek Z. jest podejrzany o to, że od maja do grudnia 1983 r. jako porucznik SB przekroczył uprawnienia i nie dopełnił obowiązków służbowych - nakłaniając Jacka S. do przyznania się do nie popełnionego przestępstwa pobicia Przemyka w trakcie przewozu karetką oraz w stacji pogotowia i złożenia wyjaśnień potwierdzających dokonanie tego czynu wspólnie z Michałem W. Według IPN, Jacek Z. groził Jackowi S., że odmowa "wpłynie negatywnie na dalsze jego losy oraz przyszłość zawodową rodziny".
Wobec Michała W. Jacek Z. miał używać wielokrotnie gróźb bezprawnych w celu skłonienia go do przyznania się do nie popełnionego przestępstwa rozboju wobec Waldemara P., czym zmierzał do tworzenia fałszywych dowodów winy Michała W. oraz złożenia wyjaśnień potwierdzających czyn wspólnie z Jackiem S.
Według IPN, Jacek Z. miał psychicznie znęcać się nad Michałem W. podczas "wielogodzinnych i wielokrotnych przesłuchań w dzień i w nocy, mających na celu wywołanie u pokrzywdzonego stanu zagrożenia życia i zdrowia jego i rodziny, pozbawienia prawa do opieki nad dzieckiem oraz obciążenia siebie i Jacka S. winą za śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka".
Podobne zarzuty postawiono Zbigniewowi S., Janowi Adamowi P., Wiesławowi Janowi W. (wiceszefowi wydziału dochodzeniowo-śledczego stołecznej milicji), Tomaszowi Stanisławowi B., Tomaszowi M. i Ryszardowi C.
Tomasz B., Tomasz M., Jan P. i częściowo Zbigniew S. złożyli wyjaśnienia, pozostali skorzystali z prawa do ich odmowy. Jacek Z. i Zbigniew S. wnieśli o ponowne ich przesłuchanie po doręczeniu uzasadnienia postanowienia o przedstawieniu zarzutów.
12 maja 1983 r. Przemyk, świętujący wraz z Cezarym F. maturę, został zatrzymany przez MO na pl. Zamkowym i zabrany do komisariatu przy ul. Jezuickiej. Tam milicjanci skatowali go. Dostał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Pogrzeb Przemyka stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec władzy komunistycznej.
Prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo w sprawie śmierci Przemyka, ale jednocześnie władze podjęły bezprawne działania mające uchronić milicjantów. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. W aktach sprawy Przemyka zachowała się notatka ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka: "Ma być tylko jedna wersja śledztwa - sanitariusze". O tej tezie, jako jedynie słusznej, mówiła oficjalna propaganda, prowadząca również kampanię zniesławiania otoczenia Przemyka oraz jego matki Barbary Sadowskiej, poetki, zaangażowanej w prace prymasowskiego komitetu pomocy uwięzionym.
Biuro Polityczne KC PZPR powołało do sprawy śmierci Przemyka specjalny zespół pod kierownictwem odpowiedzialnego za bezpieczeństwo b. szefa MSW gen. Mirosława Milewskiego. "Gdybyśmy chcieli rozprawić się z Przemykiem, wzięlibyśmy fachowców" - mówił Kiszczak na posiedzeniu zespołu latem 1983 r. Realizując wytyczne zespołu, SB zastraszała Cezarego F. Pod zmyślonymi zarzutami aresztowano pełnomocnika Sadowskiej; pracę stracił prokurator, który sprzeciwiał się tym praktykom MSW.
W 1984 r., po sterowanym przez władze procesie, od zarzutu pobicia Przemyka uwolniono milicjantów Ireneusza K. i Arkadiusza Denkiewicza - dyżurnego komisariatu z Jezuickiej. Skazano zaś, po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań, sanitariuszy. Bezprawne działania SB i MO wobec nich doprowadziły do tego, że zaczęli oskarżać się wzajemnie. Po 1989 r. wyroki te uchylono.
W 1997 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił K., a Denkiewicza skazał na dwa lata więzienia (nie odsiedział ani dnia, bo po wyroku doznał takich zmian w psychice, że odbywanie kary nie jest możliwe). Oficer KG MO Kazimierz Otłowski został wtedy skazany na półtora roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. (po apelacji został uniewinniony).
Według IPN w szeroko zakrojonym śledztwie Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie w sprawie fałszowania śledztwa dotyczącego pobicia Przemyka, zarzuty przedstawiono łącznie 18 osobom.