PolskaKolejne przesłuchanie ws. śmierci 2,5-latki

Kolejne przesłuchanie ws. śmierci 2,5‑latki

Skierniewicka prokuratura, która prowadzi śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci 2,5-letniej dziewczynki, przesłuchała lekarza karetki pogotowia.

Kolejne przesłuchanie ws. śmierci 2,5-latki
Źródło zdjęć: © WP.PL | Marcin Gadomski

07.03.2013 | aktual.: 07.03.2013 18:40

Śledczy spotkał się również z szefową łódzkiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.

"Pierwsza karetka miała awarię"

Według rzecznika z relacji świadka wynika, że zespół tej karetki pogotowia jako drugi otrzymał dyspozycję wyjazdu do chorej dziewczynki, bo pierwsza wysłana karetka miała awarię. Jak mówił świadek, kiedy pogotowie dotarło na miejsce dziecko było już w bardzo ciężkim stanie. Praktycznie nie oddychało, zostało podłączone do respiratora i przewiezione do szpitala w Łodzi.

- Wiemy, że lekarz prosił też o zorganizowanie pogotowia lotniczego, ale okazało się, że nie jest to możliwe, ze względu na warunki atmosferyczne i nocną porę - powiedział Kopania.

Jak mówił, prokuratura spotkała się również z szefową łódzkiego oddziału NFZ. Śledczy analizować będą kwestie prawidłowości realizacji kontraktów, ustalać też będą m.in. czy można mówić o ewentualnych wyłudzeniach na szkodę NFZ w związku z niewłaściwą realizacją kontraktu.

W ub. tygodniu 2,5-letnia dziewczynka trafiła w stanie krytycznym do szpitala im. Konopnickiej w Łodzi; karetka pogotowia do dziecka przyjechała dopiero za drugim razem. Wcześniej przyjazdu odmówił lekarz nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej. Dziecko trafiło do szpitala dopiero po ponad siedmiu godzinach od pierwszego zgłoszenia na pogotowie; zmarło w ub. środę.

Prokuratura przesłuchała w tej sprawie już 20 osób. Wśród nich byli m.in. rodzice dziewczynki, właściciele ambulatorium nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej w Skierniewicach, lekarz, który pełnił dyżur krytycznej nocy oraz drugi lekarz, który wcześniej badał dziecko. Przesłuchano także pracowników Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego (WSRM) w Łodzi, w tym dyspozytora, który nie wysłał karetki po pierwszej rozmowie z matką dziecka oraz ratowników medycznych udzielających pomocy dziewczynce.

Z ustaleń prokuratury wynika, że w ambulatorium nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej w Skierniewicach, do którego zgłaszali się o pomoc rodzice dziewczynki, zamiast - jak przewiduje kontrakt z NFZ - trzech lekarzy, dyżurował tylko jeden.

Współwłaściciele ambulatorium przyznali, że do obowiązków należą też wizyty u pacjenta, jeżeli nie może on dotrzeć do placówki, a jeżeli lekarz uzna, że wymaga on leczenia szpitalnego, jego obowiązkiem jest przewiezienie pacjenta do szpitala. Natomiast - jak twierdzą - lekarze nie mają przy sobie odpowiedniego sprzętu do ratowania życia.

Według prokuratury właściciele ambulatorium podkreślają, że w każdym przypadku decyzję co do wizyty podejmuje dyżurujący lekarz. W ich ocenie w tym przypadku była to decyzja lekarza, który rozmawiał z matką dziewczynki.

Podczas przesłuchania lekarz, który krytycznej nocy pełnił dyżur w placówce, uchylił się od odpowiedzi na pytania, dotyczące szczegółów rozmowy z matką dziecka i zaleceń, jakie przekazał.

"Pediatra tylko w weekendy"

Dyżury pediatry tylko w weekendy, w pozostałe dni jeden lekarz niebędący pediatrą lub bez specjalizacji; niedokumentowane porady przez telefon - to ustalenia kontroli zleconej przez RPD w placówce nocnej pomocy lekarskiej w Skierniewicach po śmierci 2,5-latki.

W związku ze śmiercią 2,5-letniej dziewczynki, która nie otrzymała na czas pomocy lekarskiej, rzecznik praw dziecka Marek Michalak zlecił kontrole w placówkach, do których dzwoniła matka dziecka, próbując wezwać lekarza lub karetkę.

O wynikach kontroli rzecznik poinformował ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza.

"Podczas działań wyjaśniających prowadzonych przez pracowników mojego biura ustalono, że w placówce odpowiedzialnej za zorganizowanie Nocnej Pomocy Lekarskiej w Skierniewicach, w lutym liczba dzieci przyjętych wyniosła 392, w tym 119 to dzieci w wieku do trzeciego roku życia. Dyżury lekarza pediatry w tej placówce odbywały się jedynie w soboty i w niedzielę, a w pozostałe dni dyżurował fizycznie jeden lekarz, niebędący pediatrą lub w ogóle nieposiadający specjalizacji" - napisał Michalak.

Dodał, że w placówce, w której lekarze udzielają porad telefonicznie, nie jest prowadzony rejestr tych rozmów, nie są one nagrywane, nie sporządza się też na ten temat żadnej dokumentacji.

"Jak ważne jest to w przypadku konieczności ustalenia odpowiedzialności za prawidłowość postępowania medycznego - wskazuje ten tragicznie zakończony przypadek. Sądzę, że zasadne byłoby dokonanie analizy, czy zastosowane procedury są zgodne z zawartym z Narodowym Funduszem Zdrowia kontraktem na świadczenia zdrowotne" - napisał rzecznik.

Dodał, że jego głęboki niepokój budzi świadomość, że podobne rozwiązania mogą funkcjonować w innych placówkach, co może zagrażać bezpośrednio zdrowiu dzieci.

RPD pytał również o specjalistyczny nadzór wojewódzkich konsultantów w dziedzinie pediatrii nad placówkami udzielającymi świadczeń zdrowotnych dzieciom - interesowało go, czy nadzór prowadzony jest w sposób systemowy we wszystkich placówkach medycznych, czy podejmowany jest jedynie w sytuacjach wyjątkowych.

Ostatnim problemem - na który rzecznik zwrócił uwagę po raz kolejny - jest konieczność dokumentowania wszelkich działań podejmowanych przez lekarza w stosunku do dziecka poprzez wpisanie ich, choćby w sposób skrótowy, do książeczki zdrowia.

"Jestem przekonany, że tragiczne wydarzenie, jakim była śmierć małego dziecka, powinno w nas, dorosłych, wzbudzić refleksję i gotowość do działań na rzecz poprawy sytuacji i zlikwidowania wszelkich stwierdzonych w tym zakresie zaniedbań" - podkreślił Michalak.

Resort zdrowia ma 30 dni, by odpowiedzieć na pismo rzecznika.

Śmierć 2,5-letniej dziewczynki

W ubiegłym tygodniu dziewczynka trafiła w stanie krytycznym do szpitala im. Konopnickiej w Łodzi; karetka pogotowia przyjechała do dziecka dopiero po drugim zgłoszeniu. Wcześniej przyjazdu odmówił lekarz nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej. Dziecko trafiło do szpitala dopiero po ponad siedmiu godzinach od pierwszego zgłoszenia na pogotowie; zmarło w ub. środę.

Dziecko chorowało od końca stycznia i przyjmowało antybiotyki. Jego rodzice zeznali, że dzień wcześniej byli w poradni świadczącej nocną i świąteczną pomoc medyczną i opisali lekarzowi, że córka ma drgawki, że przeszła diagnostykę w tym zakresie. Twierdzą, że lekarz rozpoznał jedynie przeziębienie i nie zapoznawał się z dokumentacją medyczną, nie widział podstaw do hospitalizacji.

Prokuratura przesłuchała w tej sprawie już 20 osób. Wśród nich byli m.in. rodzice dziewczynki, właściciele ambulatorium nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej w Skierniewicach, lekarz, który pełnił dyżur krytycznej nocy, oraz drugi lekarz, który wcześniej badał dziecko.

Po tym wydarzeniu minister zdrowia zapowiedział szkolenia dla dyspozytorów pogotowia oraz opracowanie specjalnych zasad przyjmowania przez nich zgłoszeń. Mają być zorganizowane wspólnie z Fundacją WOŚP, której szef Jurek Owsiak postawił pod znakiem zapytania dalsze działania WOŚP na rzecz medycyny dziecięcej wobec śmierci kolejnego dziecka wskutek nieudzielenia fachowej pomocy medycznej.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (381)