Kolęda 2018. Ksiądz zdziwiony reakcjami Polaków: Nie ma efektu filmu "Kler"
Datki i koperty w normie. Kłopotliwych sytuacji brak. Parafianie nie zatrzaskują drzwi, nie odmawiają wizyty duszpasterskiej - mówią Wirtualnej Polsce księża, którzy już wyruszyli na kolędę do swoich parafian.
- Spodziewałem się trudnych spotkań i rozmów, ale po pierwszych dniach kolędy nie widzę, aby ktokolwiek z wiernych reagował negatywnymi emocjami na wizytę - mówi ks. Michał z parafii pd Parafia Matki Bożej Piekarskiej w Katowicach. Duchowny przyznaje, że po głośnej premierze filmu "Kler" i lawinie ataków na Kościół spodziewał się mniej przychylnego nastawienia do odwiedzin niż zazwyczaj. - Liczba odmów przyjęcia wizyty po kolędzie jest taka sama jak w ubiegłym roku. Ci, którzy otwierają drzwi to osoby znane mi i zżyte z parafią. A jeśli ktoś będzie pytał o "Kler"? Cóż, powiem, że nie ma człowieka bez grzechu - opowiada ksiądz.
Jak wygląda kolęda 2018? Duże miasto, 25 wizyt dziennie
W niektórych parafiach wizyty duszpasterskie po kolędzie ruszyły jeszcze w listopadzie. Przeciętny duchowny odwiedza nawet 25 domów dziennie. Wizyty rozkładają nawet na 3 miesiące. Tak jest w dużych miastach, gdzie brakuje księży.
- W Warszawie wiele osób wyjeżdża do rodziny, czyli poza stolicę. Od Bożego Narodzenia do Nowego Roku nie ma wizyt po kolędzie. Potem odwiedziny trwają nawet do połowy lutego - opowiada ks. Grzegorz Walkiewicz, dyrektor diecezjalnego Radia Warszawa. Co roku pomaga podczas kolędy w dzielnicy Saska Kępa. Zauważa, że w domach młodych warszawiaków często brakuje krzyża, kropidła czy odświętnego obrusa. Wybacza. - Najważniejsze jest duchowy wymiar spotkania, rozmowa i wspólna modlitwa. Nie zbieram żadnych danych statystycznych - dodaje.
Nową tradycją wizyt "po kolędzie" są publikowane coraz częściej przez parafie dokładne podsumowania. - Przyjęto nas w około 75 proc. domów rodzin naszej parafii. Coraz więcej jest mieszkań wynajmowanych, gdzie lokatorzy chcą zachować anonimowość i nie czują potrzeby integrowania się z parafią, ale też wielu żyje w związkach niesakramentalnych. Tylko w kilku przypadkach odmówiono kolędy - relacjonuje proboszcz z Ostrołęki.
Są jednak miejscowości, gdzie parafianie mogą czuć presję w sprawie odwiedzin. Jeden z proboszczów ogłosił na Facebooku: "29 grudnia odwiedzam (tu pada nazwa wsi) od Wyszomirskich do Grochowskich". Potem "środkiem wsi do pani Fabian".
Wielkopolska. Proboszcz policzył, ile osób brakuje mu na mszy
Z kolei ksiądz Andrzej, proboszcz z niewielkiego miasteczka w woj. wielkopolskim w styczniu publikuje wyjątkowo dokładny raport ze swoich odwiedzin. A potrafi skrytykować: "Moi drodzy, w niedzielnej Eucharystii nie bierze udziału około 1200 osób. Po odliczeniu najmłodszych, chorych i pracujących w niedziele, pozostaje mi 900 osób, które przez własne lenistwo stawiają przed Bogiem inne sprawy, hobby, zakupy i grę w piłkę nożną" - napisał w podsumowaniu. Zwrócił uwagę, że kilkadziesiąt starszych osób żyje w samotności i poprosił o zaangażowanie się sąsiadów w opiekę nad seniorami. Podczas tegorocznej kolędy sprawdzi, czy jego apele odniosły skutek.
- Mam u siebie 3 tys. parafian i mogę powiedzieć dokładnie, kogo widuję na mszy. Poza kilkoma świadkami Jehowy i paroma mieszkaniami, gdzie pary żyją w związkach niesakramentalnych wszyscy mnie przyjmują - mówi WP ks. Andrzej. - Nie ma żadnego negatywnego efektu filmu "Kler" - dodaje. Otwarcie mówi, że datki w kopertach są takie jak w zwykle. W ubiegłym roku zebrał prawie 40 tys. zł. Wydał je na nagłośnienie, remont zabytkowego ogrodzenia oraz drzwi do kościoła. - Niektórzy parafianie przez cały rok nie uczęszczają na msze. Gdy nadchodzi czas wizyt nie zamykają drzwi, ale ja też się nie wpraszam - podkreśla.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl