Koizumi odwiedził kontrowersyjną świątynię - protesty w Pekinie i Seulu
Premier Japonii Junichiro Koizumi odwiedził sintoistyczną świątynię Yasukuni w Tokio, poświęconą pamięci poległych na polu walki żołnierzy. Symboliczny i kontrowersyjny zarazem gest, ze względu na militarystyczną przeszłość Japonii, wywołał natychmiastowe
protesty Chin i innych państw sąsiednich.
Świątynia Yasukuni oddaje cześć pamięci 2,5 miliona Japończyków, którzy od 1853 roku zginęli w wojnach prowadzonych przez ten kraj. Wśród honorowanych żołnierzy znajduje się także 14 zbrodniarzy wojennych "klasy A", skazanych i straconych po II wojnie światowej.
Premier Koizumi od czasu objęcia urzędu premiera w 2001 roku trzykrotnie już odwiedził sintoistyczną świątynię, uważaną przez wielu za symbol japońskiego militaryzmu. Po raz pierwszy jednak stało się to w dzień Nowego Roku, kiedy Japończycy tłumnie odwiedzają różne świątynie i modlą się o pomyślny rok.
Po wejściu do świątyni Koizumi, ubrany w ceremonialne kimono i czarny płaszcz "haori", wykonał tradycyjny, głęboki ukłon. "Czuję się odświeżony" - powiedział dziennikarzom.
Na pytanie, czy nie obawia się reakcji Chin i Korei, które podczas ostatniej wojny były celem japońskiej agresji, Koizumi odpowiedział, że "poszanowanie historii, tradycji czy obyczajów innego kraju nie podlega komentarzom". Jednocześnie podkreślił, że w świątyni "modlił się o pokój i pomyślność" swego kraju i zapewnił, że Japonia nigdy już nie podejmie żadnej wojny.
Zgodnie z oczekiwaniami, wizyta japońskiego premiera w Yaskuni spotkała się z ostrą krytyką Chin. Wiceminister spraw zagranicznych Wang Yi wezwał do siebie chargęłęóé d'affaires Japonii w Pekinie, przekazując mu wyrazy "głębokiego oburzenia" i "zdecydowanego potępienia gestu, który obraża uczucia ofiar wojny". "Jeśli przywódcy japońscy będą w dalszym ciągu odwiedzali świątynię Yasukuni, zaszkodzi to interesom Japonii" - ostrzegł.
Czwartkowe odwiedziny Yasukuni przez Koizumiego potępiła też Korea Południowa. Wizyta budzi "niepokój i gniew" - podkreśliło tamtejsze MSZ w ogłoszonym w czwartek oświadczeniu.