ŚwiatKogo wybiorą Norwedzy?

Kogo wybiorą Norwedzy?

W poniedziałek odbywają się w Norwegii wybory do
Stortingu - norweskiego parlamentu. Uprawnionych do głosowania
jest 3,4 mln wyborców, 213 tys. głosuje po raz pierwszy. Wyborcy
wyłonią 169 posłów.

Do ubiegłego tygodnia wszystko wydawało się jasne. Sondaże przedwyborcze jednoznacznie wskazywały na przegraną rządzącej koalicji partii prawicowych i zdecydowane zwycięstwo prącej do władzy trójpartyjnej koalicji czerwono-zielonej. Jednak w miarę zbliżania się terminu wyborów sondaże poczęły wskazywać zmniejszanie się przewagi lewicowej koalicji. Ostatnie sondaże, opublikowane w piątek wskazują na wyrównane szanse lewicy i prawicy.

Na czele lewicy stoi Arbeidepartiet (socjaldemokraci) kierowana przez byłego premiera Jensa Stoltenberga, przewidywanego ponownie na szefa rządu. Partia ta jest jedną z najstarszych na norweskiej scenie politycznej. Wielokrotnie tworzyła rządy (po raz pierwszy w 1927 r.) a największą klęskę poniosła w poprzednich wyborach w 2001 r., gdy otrzymała 24% głosów.

Władzę wtedy objęła koalicja prawicowa w składzie trzech partii: Hoyre (konserwatyści), Kristelig Folkeparti (chrześcijańscy ludowcy) oraz Venstre (liberałowie ). Premierem został przywódca ludowców Kjell Magne Bondevik. Rząd nie miał jednak zdecydowanej większości w parlamencie i dlatego bardzo cenne było dla niego wsparcie Fremskrittspartiet (Partia Postępu) - populistycznej, nieprzewidywalnej partii protestu kierowanej przez Carla Ivara Hagena.

W ciągu czterech lat rządów bardzo spadła popularność premiera i partii rządzących. W Norwegii, uważanej za jedno z najbogatszych państw Europy, brakuje pieniędzy na oświatę, infrastrukturę - głównie na drogi, opiekę nad osobami chorymi i starymi. Firmy przenoszą produkcję za granicę uciekając przed ogromnymi kosztami pracy. Nawet tradycyjny norweski przemysł rybacki zamiera nie mogąc pokonać chińskiej konkurencji.

Budzi to niezadowolenie społeczne wykorzystywane przez opozycję, która zapowiada poprawę sytuacji dzięki sięgnięciu do zasobów finansowych państwa (odkładanych wpływów ze sprzedaży ropy). Równocześnie z wielu programów partyjnych zniknął postulat przystąpienia kraju do UE. Norwegia musiałaby bowiem wpłacać do budżetu unijnego ogromne sumy, niewiele odzyskując z powrotem.

Na takich podstawach zawiązała się koalicja Arbeidepartiet z Senterpartiet (Partia Centrum) oraz z Sosialistisk Venstre (Socjalistyczna Lewica). Ta ostatnia to partia utworzona w 1984 r. przez dysydentów z Arbeidepartiet w ogniu konfliktu o przynależność Norwegii do NATO i UE.

Do niedawna jeszcze nowa koalicja była niemal pewna zwycięstwa w poniedziałkowych wyborach. Przewidywano, że przyszłym parlamencie zdobędzie 89 miejsc. Sondaże wskazywały też, że 34% wyborców chce oddać głos na socjaldemokratów. Pozycję dzisiejszej opozycji wzmocnił jeszcze niespodziewanie krok populisty Hagena, który zapowiedział, że jego partia przestanie wspierać przyszły rząd kierowany przez obecnego premiera Bondevika.

Jednak w miarę zbliżania się terminu wyborów sondaże poczęły wskazywać zmniejszanie się przewagi lewicowej koalicji. Równocześnie rosło poparcia dla Partii Postępu, która może okazać się niespodziewanie najsilniejszą partią po prawej stronie, oraz dla małych nieliczących się dotąd na scenie politycznej dwóch partii, jakimi są lewacki Czerwony Sojusz Wyborczy oraz Kystpartiet czyli Partia Wybrzeża. Wyniki trzech ostatnich sondaży opublikowane w piątek mówią o prawie równych szansach obu koalicji.

Kystpartiet jest prowincjonalną partią z północy kraju, domagającą się dodatkowych nakładów dla tego regionu i występującą przeciwko członkostwu w UE oraz zagranicznemu kapitałowi w Norwegii. Oba ugrupowania mogą odgrywać rolę niezwykle ważnych języczków u wagi w przyszłym parlamencie i być pożądanymi sojusznikami.

Michał Haykowski

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)