PolskaKobyłka u dziurawego płota

Kobyłka u dziurawego płota

Pięćdziesiąt lat ponawiamy śluby jasnogórskie. Obiecujemy, że będziemy wierni, uczciwi, że zrobimy to i tamto. A z owym zerwiemy. Wychodzi jak przy ślubach małżeńskich.

Kobyłka u dziurawego płota
Źródło zdjęć: © WP.PL

25.08.2006 | aktual.: 25.08.2006 13:11

Parafialna impreza. Wstaje jakaś kobieta: – A ksiądz nam obiecał, że zabierze nas do Ziemi Świętej! – woła w kierunku proboszcza. Duchowny podnosi się z ociąganiem. – To prawda – mówi. – Bo inny by nawet nie obiecał.

Coś w tym jest. „Obiecać nie grzech” – mówią niektórzy. Wielu uważa, że i skłamać nie grzech. Ile znaczy ludzkie słowo, mieliśmy okazję zobaczyć w telewizji.

„Przysięgam” – mówili na oczach całej Polski świadkowie wezwani przed oblicze komisji śledczej. Oświadczali, że będą mówić prawdę. A potem każdy telewidz widział, jak prawda jednego świadka kłóci się z prawdą innego. Kolejną lekcję szacunku dla słowa odebraliśmy, obserwując proces lustracyjny Zyty Gilowskiej. Byli esbecy wzajemnie podważali swoje zeznania, lecz przy składaniu przysięgi żadnemu głos nie zadrżał.

– Honor nie ma dziś żadnego znaczenia w postępowaniu sądowym – mówi Barbara Wajerowska-Oniszczuk, sędzia Sądu Rejonowego w Żorach. Wysłuchiwanie kłamstw pod przysięgą to dla niej codzienność. Ludzie bezczelnie łżą, nieraz umawiają się przed salą sądową co do treści zeznań. Sędzia twierdzi, że to zjawisko się nasila. – Coraz częściej wszczyna się procesy o składanie fałszywych zeznań. I kończą się wyrokami skazującymi – zauważa.

Nie jedź, mamo, na przysięgę

Nie jest prawdą, że ludzie nie życzą sobie dotrzymywania słowa. Życzą sobie, ale zazwyczaj od innych i rozliczają ich z tego drobiazgowo. Przykładem może być powracająca po raz kolejny sprawa pułkownika Kuklińskiego. Jedni mówią, że to bohater, bo uświadomił światu zamiary komunistów, wielu jednak uważa inaczej. Zarzucają mu, że zdrajca, bo złamał przysięgę. Przysięgał przecież „strzec niezłomnie wolności, niepodległości i granic Polski Ludowej przed zakusami imperializmu” i obiecywał „stać nieugięcie na straży pokoju w jednym szeregu z Armią Radziecką”.

Takie słowa wypowiadało też wielu spośród tych, którzy Kuklińskiemu zarzucają zdradę. I – jak widać – nie dotrzymali słowa. Nie ustrzegli socjalistycznej ojczyzny i nie obronili sojuszu ze Związkiem Radzieckim.

– Ale nie było innego wyjścia – mówią dzisiejsi weterani zimnej wojny z imperializmem. – Przysięgę trzeba było złożyć i już. Nikt nie pytał, czy chcesz – tłumaczą. Istotnie, w czasach socjalistycznego zastraszenia wydawało się to rzeczą całkowicie oczywistą. Stanisław, 46-letni nauczyciel z Rybnika, był w podchorążówce pod koniec PRL-u.

– Niee, co to tam za przysięga. Wstyd po prostu. Nie otwierałem ust. I nawet nikogo nie zaprosiłem – uśmiecha się krzywo. Przyznaje jednak, że słyszał o takich, którzy sprzeciwili się przymusowi kłamania.

Moja gęba nie cholewa

Jednym z niezłomnych był dzisiejszy poseł PiS, Antoni Mężydło. Powołany w 1980 r. do Ludowego Wojska Polskiego, odmówił złożenia przysięgi. – Napisałem oświadczenie, że nie chcę przysięgać na wierność Związkowi Radzieckiemu – opowiada. Zaczęły się korowody. Kolejno wzywali go na dywanik oficerowie i wydziwiali. – Jeden pułkownik, dowódca jednostki, tłumaczył, że ma zostać generałem, a co ja mu robię. Zmyślał, że rozmawiał z moim ojcem, a ojciec też prosi, żebym się nie upierał – wspomina. W końcu pozbawiono go tytułu podchorążego i zesłano do jednostki w Lublińcu jako pomocnika murarza. Tam nie było wesoło. Towarzystwo paskudne, warunki jeszcze gorsze. Niemal na dzień dobry pobił go porucznik. Ale potem trafił do Gubina. Tam był już legendą. „To ten, co nie przysięgał” – szła szeptana fama. Żołnierze go szanowali, politrucy się obawiali. Po czterech miesiącach zwolniono go „z powodu złego stanu zdrowia”. Co prawda szeregowy Mężydło na nic się nie skarżył, ale za to skarżyli się oficerowie.

Potem jeszcze próbowała go złamać SB. Tuż przed ślubem tajniacy za odmowę złożenia przysięgi wojskowej straszyli go więzieniem. Dowody ubeckich podchodów pan Antoni znalazł w swojej teczce, którą jako pokrzywdzony dostał z IPN.

Zawisza to nie ja

W czasach powszechnego zastraszenia czyn Antoniego Mężydły był nie lada bohaterstwem. Normą było raczej niechętne, beznamiętne wypełnianie wymaganych przez reżim ceremonii. Chodziło się na pochody pierwszomajowe, wykrzykiwało wyreżyserowane hasła ku czci PZPR i chodziło na „wybory”. Nikt nie wierzył w tę farsę, ale niewielu czynnie się jej sprzeciwiło.

Niezależnie od przyczyn takiego stanu rzeczy, atmosfera krzywoprzysięstwa nie mogła pozostać bez wpływu na szacunek dla danego słowa. Nawet harcerstwo, choć fasadę zachowało podobną do przedwojennej, do dziś z trudem odrabia straty moralne z czasów powojennych. Przysięga harcerska brzmi znowu tak jak kiedyś i jak kiedyś po jej złożeniu rozlega się: „Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy”. Pozostaje jednak wątpliwość, czy to ten sam Zawisza co niegdyś. Widać to zwłaszcza przy przestrzeganiu 10. punktu prawa harcerskiego: „Harcerz jest czysty w myśli, w mowie i uczynkach; nie pali tytoniu i nie pije napojów alkoholowych”.

– Po wojnie harcerz nie miał wzoru wśród instruktorów. Do dziś wielu z nich oddziela życie harcerskie od prywatnego. Na obozach powstrzymują się od tytoniu i alkoholu, ale w domu nie – twierdzi kapelan harcerzy, ksiądz Piotr Płonka. – Gdyby ZHP przeszło oczyszczenie, bardzo wielu instruktorów musiałoby się wypisać – ocenia.

Przysięga hipokryty

Niezgodność deklaracji z rzeczywistością dotyka również części środowiska lekarskiego. Do 1991 roku polscy lekarze składali starożytną przysięgę Hipokratesa, której istotnym fragmentem były słowa: „Nikomu, nawet na żądanie, nie dam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka poronnego”. Trudno zrozumieć, jak wypełnianie tej przysięgi rozumiały zastępy aborterów, działających legalnie do połowy lat 90. W 1991 r. Naczelna Izba Lekarska zaleciła zastąpienie archaicznego tekstu przysięgi zmodyfikowanym przyrzeczeniem lekarskim. Wówczas początkujący lekarze przyrzekali, że będą „służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu od chwili poczęcia”. W 1993 r. usunięto słowa „od chwili poczęcia” – podobno dlatego, że zbędne, bo człowiek to człowiek, i wystarczy. Rzecz tylko w tym, że nikt nie określił, od którego momentu zaczyna się człowiek. Po prostu nie kłam

Wydaje się, że wartość przysiąg maleje, gdy wzrasta ich liczba. Dziś przyrzeka się wszystko i przy każdej okazji. Pierwszaki w podstawówce ślubują, że będą się dobrze uczyły, a wiadomo, że będą się uczyły dokładnie tak, jak wszystkie pokolenia ich poprzedników, czyli różnie. Ślubują olimpijczycy, że nie będą stosować dopingu, a stosują. Przyrzekają dzieci pierwszokomunijne, że nie będą pić alkoholu do ukończenia 18 lat, a rzadko tego dotrzymują. Powtarza to młodzież przed bierzmowaniem i często od razu przyrzeczenie łamie. Dostrzega to wielu duszpasterzy. – Ważna jest własna decyzja – podkreśla były wikary z podrybnickiej parafii. – W parafii nie kazaliśmy przyrzekać przy bierzmowaniu. Mówiliśmy, dlaczego warto, a człowiek sam decyduje. Wtedy wie, co robi, i robi to odpowiedzialnie – przekonuje.

Jeśli przyrzeczenia są pustą ceremonią, szkodzą moralności. Przyzwyczajają do lekkomyślnego szafowania obietnicami. – Miałem zasadę nie kłamać nigdy – mówi Antoni Mężydło. – Duży wpływ na to mieli dominikanie z duszpasterstwa akademickiego w Gdańsku. U nich dyskutowaliśmy o tym, czy kłamstwo może być wyjściem – wspomina. Jak widać, wyszło, że nie może być.

Prosta zasada „nie kłamać” ma kolosalne skutki życiowe. Kto tej zasadzie jest wierny na co dzień, jeśli się ożeni, będzie wierny swojej żonie. Jeśli złoży śluby zakonne, dotrzyma. Niezależnie od ceny. I będzie uczciwy w ogóle, bo kto nie kłamie, ten i nie kradnie. To wynika z logiki. Bo skoro podchorąży Mężydło nie złożył kłamliwej przysięgi wojskowej, to są podstawy wierzyć, że poseł Mężydło dotrzyma przysięgi poselskiej.

Od pięćdziesięciu lat odnawiamy w kościołach jasnogórskie śluby narodu. Nikt nie musi tych obietnic składać. Pełna dobrowolność. Skoro tak, to może lepiej, żeby powtarzane „Królowo Polski – przyrzekamy!” brzmiało ciszej, a za to szczerzej. Bo Bóg traktuje ludzi poważnie, więc pewnie i wtedy bierze nas za słowo.

Franciszek Kucharczak

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)