Kobietobójstwo
Porywane, torturowane, gwałcone i wreszcie wyrzucane na ulice jak śmieci. Tak giną każdego roku setki kobiet w Meksyku, Gwatemali, Hondurasie i Salwadorze. Dewiacja? Raczej lokalna kultura. Pewnie właśnie nadchodzi jej zmierzch, bo zajął się nią Międzyamerykański Trybunał Praw Człowieka.
13.07.2009 | aktual.: 01.09.2010 17:09
Feminicidio to morderstwo kobiety ze względu na pogardę i nienawiść wobec jej płci. Czyli kobietobójstwo. Ofiary nie giną tak po prostu – najpierw muszą sporo się nacierpieć. Feminicidio dotyczy zwykle kobiet biednych, z niskich klas społecznych, których rodziny nie mają ani pieniędzy, ani koneksji, by walczyć z systemem. A trzeba z nim walczyć, bo on stoi wyraźnie po stronie winowajcy. Sprawcy niemal zawsze pozostają bezkarni. W zeszłym roku w Meksyku zamordowano ponad 600 kobiet, w Gwatemali – 841, w Hondurasie – 186 i w Salwadorze – 348 (te statystyki obejmują wyłącznie przypadki okrutnych mordów). Rządy tych państw zaprzeczały do tej pory, że chodzi o jakiś szczególny rodzaj przestępstwa. Dla nich była to zwykła przemoc domowa, przylanie prostytutce czy zabójstwo, o które ofiara sama się prosiła. Teraz, gdy przypadki feminicidio zainteresowały Międzyamerykański Trybunał Praw Człowieka w Chile, będą musiały zmienić swoją retorykę.
Ciudad Juárez, ponadpółtoramilionowe miasto przy granicy z USA. Bieda, bezrobocie. Starcia wojska z gangami narkotykowymi oraz porachunki między gangsterami pochłaniają co roku setki ofiar. Porwania dla okupu, wymuszenia, kradzieże i zabójstwa są tu na porządku dziennym. – Ten, kto nie czuje strachu w Ciudad Juárez, nie ma wyobraźni – mówi „Przekrojowi” Emilio Ginés, hiszpański adwokat, członek Europejskiego Komitetu Zapobiegania Torturom.
Ginés zna się na rzeczy. Był doradcą w procesie przed Międzyamerykańskim Trybunałem Praw Człowieka, który odbył się w kwietniu w Santiago de Chile. Oskarżenie wystąpiło przeciwko władzom państwa Meksyk w sprawie znanej jako Campo Algodonero (dawne pole bawełny na terenie Juárez). W 2001 roku znaleziono tam ciała ośmiu zmasakrowanych kobiet. Śledztwo utknęło w miejscu i w kwietniu tego roku matki trzech ofiar (przez opieszałość władz pięciu ciał nie udało się na czas zidentyfikować) zdecydowały się poszukać sprawiedliwości w trybunale.
– W Ciudad Juárez zobaczyłem całkowitą bezsilność ofiar. Nie ma tam prawników, którzy by im pomagali – opowiada Ginés. – Boją się. W ostatnich latach kilku adwokatów zostało zamordowanych, w tym dwóch prowadzących sprawę Campo Algodonero. Doszło do tego, że nikt w stanie Chihuahua (gdzie znajduje się Ciudad Juárez) nie chciał się zająć poszkodowanymi.
Zdecydowali się na to dopiero prawnicy z Mexico City Karla Michele Salas i David Peña. Podobnie jak Emilio Ginés poruszają się po Ciudad Juárez tylko pod specjalną ochroną. Przed trybunałem zażądali rzetelnego śledztwa w sprawie Campo Algodonero (do tej pory nie znaleziono winnych), usunięcia funkcjonariuszy odpowiedzialnych za zaniedbania, zadośćuczynienia ofiarom, szacunku i godnego uczczenia ich pamięci. Przy okazji procesu po raz pierwszy ktoś wysłuchał zeznań matek trzech zamordowanych dziewcząt. Kobiety były do tej pory traktowane z pogardą, do dziś żyją w strachu przed zemstą przebywających na wolności sprawców śmierci ich córek. Sprawa Campo Algodonero jest idealnym przykładem dla sądu, bo pokazuje całą gamę zaniedbań i złej woli władz ciągnącą się przez lata.
Proces w Chile to przełom nie tylko dlatego, że po raz pierwszy dotyczy kobietobójstwa, ale także dlatego, że władze Meksyku mogą spotkać dotkliwe sankcje. Od 1993 roku Meksyk otrzymał ponad 400 zaleceń w sprawie Ciudad Juárez (w tym między innymi od ONZ, Unii Europejskiej, Amnesty International), ale nie zmieniło się zasadniczo nic.
W Ciudad Juárez zabójstwo kobiety to podobno przestępstwo doskonałe. W pozostałych częściach kraju czasem udaje się skazać winnych, w Juárez nigdy. Od 1993 roku w mieście zamordowano ponad 800 kobiet. Władze nie mają pojęcia, ile kobiet zaginęło; szacuje się, że ta liczba waha się między tysiącem a czterema tysiącami. Przez lata Ciudad Juárez obrosło legendą, powstało wiele teorii o tym, kto zabija tamtejsze dziewczyny: szajki kręcące filmy pornograficzne (z zabójstwem ofiary), gangi narkotykowe, wpływowi bogacze... Antropolog Rita Segato twierdzi, że zabójstwa uświetniają rytualne ceremonie wśród gangów narkotykowych – inicjację, świętowanie zwycięstwa, składanie ofiary. Marisela Ortiz z fundacji Nasze Córki w Drodze do Domu uważa, że dziś wszystkie teorie są do pewnego stopnia prawdziwe: całkowita bezkarność sprawia, że wielu mężczyzn kopiuje opisane w gazetach scenariusze zbrodni. Jedno jest pewne – w zabójstwa zamieszane są osoby na wysokich stanowiskach, które od lat nie dopuszczają do tego, by skazano
choć jednego mordercę.
Do Ciudad Juárez przybywa codziennie kilkuset imigrantów w poszukiwaniu pracy. Na północy Meksyku najłatwiej znaleźć ją w maquilas, fabrykach należących głównie do Amerykanów. Zatrudnia się tam przeważnie młode dziewczyny. Praca dała im niezależność, która nie podoba się przyzwyczajonym do dominacji mężczyznom. Bezrobotni Meksykanie zauważyli też, że bez względu na to, ile kobiet zginie, na ich miejsce i tak przyjadą inne. To wzmaga przekonanie o tym, że kobieta jest jak rzecz, którą można wyrzucić i zastąpić nową.
W Meksyku toczy się wojna wojsk rządowych z kartelami narkotykowymi. Jedni i drudzy przy okazji mordują kobiety. Stały się one swoistym łupem wojennym – gangsterzy i żołnierze zabijają żony, córki, siostry swoich wrogów. Co więcej, państwo robi wszystko, by ukryć przestępstwa popełniane przez armię. Yuriria Rodríguez z Krajowego Obywatelskiego Obserwatorium Kobietobójstwa podaje przykład kobiety zgwałconej i zmasakrowanej przez żołnierzy na oczach jej córki. W szpitalu jako przyczynę zgonu podano zapalenie żołądka mimo ewidentnych śladów pobicia i gwałtu na ciele ofiary.
Orzeczenie trybunału w sprawie feminicidio (ma zapaść jesienią) będzie obowiązujące nie tylko dla meksykańskiego rządu. Trybunał określi standardy dla wszystkich państw Ameryki Łacińskiej. I choć na wokandę trafiły tylko trzy zabójstwa (te popełnione na polu bawełny), to oskarżenie przedstawiło dowody, że chodzi nie o indywidualne przypadki, lecz o stale powtarzający się schemat.
Do tej pory wszystkie wyroki trybunału udawało się egzekwować. Dlatego adwokaci biorący udział w sprawie wierzą, że tak będzie i tym razem, i planują dalsze działania. Następnym przystankiem ma być Gwatemala.
Gwatemala to jeden z najbardziej niebezpiecznych krajów na świecie. Trwająca 30 lat wojna domowa między prawicową juntą wojskową a lewicowymi partyzantami pochłonęła tysiące ofiar. Charakterystyczna dla tego konfliktu jest niespotykana gdzie indziej przemoc wobec kobiet: gwałty zbiorowe, tortury, okaleczanie miejsc intymnych, porwania, zabójstwa. Jak w Ciudad Juárez. Wystawiane na widok publiczny niemiłosiernie okaleczonych ciał kobiet miało wywołać strach wśród ludności. Większości sprawców nigdy nie ukarano. Wielu wojskowych, którzy już wcześniej bogacili się na wojnie, po jej zakończeniu przyłączyło się do grup przestępczych.
Raport Międzyamerykańskiej Komisji Praw Człowieka podaje, że bezkarność sprawców wynika ze społecznego przyzwolenia na tego rodzaju zachowania wobec kobiet. Potwierdza to w rozmowie z „Przekrojem” Norma Cruz, założycielka gwatemalskiej fundacji Ocalałe, która pomaga kobietom będącym ofiarami przemocy i ich rodzinom. – Mamy do czynienia z przemocą systemową i nie chodzi tu tylko o zabójstwa. Przez całe życie kobiety są traktowane z pogardą. W Gwatemali najczęściej giną żony oraz dziewczyny gangsterów lub przypadkowe kobiety zabijane „dla zabawy”. – Kiedyś to były zwykłe bandy wyrostków, teraz zabijają kobiety, żeby udowodnić swoją „męskość”. Uważają, że dziewczyny, które mieszkają na ich terytorium, należą do nich – mówi Cruz. W wywiadzie dla hiszpańskiej gazety „El Mundo” podała przykład gangstera, który porywał nastolatki, następnie gwałcił je i w trakcie penetracji zabijał strzałem w głowę. Rok temu jednej nocy zastrzelił w ten sposób trzy dziewczyny, z którymi widziano go w dyskotece.
– Mężczyzn zabija się w inny sposób – mówi „Przekrojowi” Claudia Herrmannsdorfer z Centrum Praw Kobiet w Hondurasie. – Ich ciała nie noszą śladów okrutnych tortur: mają związane ręce i torbę foliową na głowie. Nienawiść wobec kobiet widać na ich ciałach. Często zwłoki mają odcinane głowy, piersi, noszą oznaki tortur w miejscach intymnych. W takim stanie wyrzuca się je na ulice. To ma wzmóc przerażenie wśród społeczeństwa. W Salwadorze mordercy mają jeszcze więcej fantazji. Wykorzystują ciała swoich ofiar jako swoisty nośnik informacji. – Zostawiają na nich rozmaite napisy – mówi „Przekrojowi” Silvia Juárez z Organizacji Kobiet Salwadoru „Ormusa”. – Najczęściej pogróżki wobec innych gangsterów albo krótkie uzasadnienie morderstwa. Pamiętam przesłanie, które brzmiało: „Jeśli nie możesz być moja, to będziesz niczyja”.
Lista zaniedbań i złej woli państwa w tych krajach jest podobna: nieprzyjmowanie zgłoszeń, zastraszanie osób zgłaszających zaginięcie, obrażanie ofiar, rażące błędy w śledztwie, ukrywanie dowodów, fałszowanie raportów (lub niepisanie ich w ogóle), oszukiwanie rodzin ofiar, wrogość wobec świadków, próby zniechęcania adwokatów, brak oskarżenia mimo rażących dowodów, stosowanie minimalnych kar. Gdy władze Ciudad Juárez znalazły się pod międzynarodową presją, by wreszcie znaleźć winnych, policja zaczęła torturami wymuszać zeznania. W ten sposób do więzień zaczęli trafiać niewinni ludzie.
W tym regionie Gwatemala to jedyny kraj, w którym obowiązuje prawo przewidujące kary do 50 lat więzienia za zabicie kobiety ze względu na jej płeć. Jednak, jak wskazuje Norma Cruz, samo prawo nie wystarczy. Ważne jest, kto je stosuje. Gdy policjantów w jednym z komisariatów w stolicy zapytano, czy mordowane kobiety były w jakiś sposób winne swojej śmierci, 83 procent odpowiedziało „tak”. Funkcjonariusze twierdzili, że ofiary zadawały się z bandami narkotykowymi lub nie szukały pomocy, gdy bił je mąż lub ojciec. Rodziny ofiar słyszą też często, że ofiara była „sama sobie winna”, bo chodziła wieczorem po mieście, ubierała się w krótkie spódniczki lub robiła sobie mocny makijaż. Większość urzędników odpowiedzialnych za walkę z przemocą wobec kobiet nie ma żadnego przeszkolenia w tym zakresie.
Najłatwiej więc mówić, że zabójstwa kobiet to przypadki „sporów sentymentalnych” lub zwykła przemoc domowa, i dodawać, że państwo nie może przecież pilnować wszystkich w swoich domach. Gdy za winnego uznaje się bandy narkotykowe, tym bardziej nie ma sensu się wysilać, skoro grupy te są od dawna bezkarne. Ich powiązania z władzą sięgają najwyższych szczebli, więc nikomu nie zależy na dodatkowych kłopotach. Dlatego wielu spraw się po prostu nie bada. – W Hondurasie prawie wszystkie przypadki, którymi zajmuje się policja, to przemoc domowa. Inne się pomija – możemy się tylko domyślać, kto był sprawcą i jaki był motyw – mówi Claudia Herrmannsdorfer.
– Trzeba cały czas wywierać presję – odpowiada Norma Cruz. Fundacji Ocalałe udaje się każdego roku doprowadzić do skazania około 10 przestępców. Herrmannsdorfer: – Sędziowie zawsze patrzą, czy jesteśmy na rozprawie i czy pilnujemy, aby wszystko odbywało się zgodnie z procedurami.
By walczyć o prawa kobiet w kraju takim jak Gwatemala czy Honduras, trzeba być przygotowanym na wszystko. Normie Cruz wielokrotnie grożono śmiercią. Dziś jest pod stałą ochroną w domu i w pracy. Za swoją postawę otrzymała tytuł Międzynarodowej Kobiety Odwagi przyznawany co roku przez Departament Stanu USA.
Mężczyzna z Gwatemali, który zabijał kobiety podczas penetracji, trafił pod sąd i pewnie wkrótce zostanie skazany.
Sylwia Piechowska