Kłótnia przy kasie
Sprawdziły się najczarniejsze przewidywania. Tony Blair oficjalnie potwierdził, że chce o 24 miliardy euro przyciąć unijny budżet.
07.12.2005 | aktual.: 07.12.2005 13:37
Niby chodzi tylko o niecałe 3 procent wszystkich wydatków Unii przewidzianych na 7 lat (2007-2013), ale w naszym przypadku nie wygląda to już tak słodko. Jak źle pójdzie, i brytyjska propozycja znajdzie za 10 dni w Brukseli wielu zwolenników, możemy stracić aż 6 mld euro z 60 mld przewidzianych dla nas na rozwój biedniejszych regionów. A to już 10 procent całości i spory uszczerbek w kasie na którą bardzo liczyliśmy. Premier Marcinkiewicz zapowiada, że na tak drastyczne cięcia, prowadzone kosztem głównie nowych członków, na pewno się nie zgodzi. Może tak zrobić, bo każdy kraj członkowski ma w tej materii prawo weta.
Cały kłopot w tym, że alternatywa w postaci storpedowania budżetu siedmioletniego i funkcjonowania Unii na podstawie corocznie uchwalanych budżetów rocznych również nie jest dla nas korzystna. Takie pieniądze znacznie trudniej sprawnie wydawać a pod koniec całego okresu (ze względu na poprawę naszych wskaźników) byłoby ich coraz mniej.
Wygląda więc na to, że podczas najbliższego szczytu w Brukseli premier będzie miał wybór między dżumą i cholerą. Każde rozwiązanie będzie dla nas złe. Trzecia opcja to przewlekanie sprawy do 2006 roku, kiedy to przewodnictwo w Unii obejmą Austriacy a potem Finowie. Trudno jednak sądzić, że twardzi teraz Brytyjczycy w 2006 roku nagle zmiękną. Problem pozostanie a czas, niestety, nie gra na naszą korzyść.
Paweł Tarnowski