Klony mają duszę
O tym, jak Bóg podporządkowuje się gwałcicielom, a człowiek staje się rezerwuarem części zamiennych, z bioetykiem prof. Gonzalo Mirandą rozmawiają Maciej Bazela i Grzegorz Górny.
27.07.2006 | aktual.: 27.07.2006 09:17
Ozon: Bioetyka to stosunkowo młoda dyscyplina naukowa. Z czym wiąże się jej powstanie?
Gonzalo Miranda:Rzeczywiście, bioetyka jako odrębna nauka wykształciła się w USA na początku lat 70. ubiegłego stulecia. Nie oznacza to jednak, że przedtem ludzkość nie stawiała sobie pytań moralnych, tzn. pytań o dobro i zło w odniesieniu do życia i zdrowia. Od wieków znana była zarówno tradycja Hipokratesa, jak i filozofia chrześcijańska. Były one przez wiele lat przedmiotem badań teologii moralnej.
W XX w. pojawiło się w medycynie wiele dotąd niespotykanych, niepokojących fenomenów, które wymagały bardziej adekwatnej i dokładnej analizy. Przede wszystkim podczas procesu norymberskiego w 1946 r. na światło dzienne wyszła kwestia eksperymentów medycznych przeprowadzanych na więźniach obozów koncentracyjnych oraz sprawa eutanazji przeprowadzanej masowo w III Rzeszy w latach 30. Proces norymberski okazał się ogromnym szokiem moralnym i kulturowym. W odpowiedzi powstały pierwsze międzynarodowe umowy, takie jak konwencja genewska oraz konwencja helsińska, które miały na celu ochronę godności osoby ludzkiej przed różnego typu aberracjami, również w sferze medycznej.
Po drugie, w latach 50. i 60. zeszłego wieku doszło do bardzo szybkiego postępu w naukach medycznych. Lekarze stanęli przed zupełnie nowymi problemami moralnymi, takimi jak np. kwestia transplantacji, a także orzekanie śmierci potencjalnego dawcy w odniesieniu do możliwości przeprowadzenia przeszczepu. Po trzecie, gwałtowny postęp nauk biomedycznych sprawił, że kontynuowano wiele moralnie wątpliwych eksperymentów naukowych na dzieciach, osobach upośledzonych i starszych, mimo że wszystkie one zostały potępione podczas procesu norymberskiego. To wszystko doprowadziło do wykształcenia się nowej świadomości. Wyczuwano potrzebę systematycznej refleksji naukowej, która objęłaby wszystkie kwestie związane ze zdrowiem, życiem i śmiercią osoby ludzkiej, a także z ekologią. Już na początku lat 70. w USA pojawiły się pierwsze instytuty bioetyczne, np. Kennedy Institute, które zajęły się bioetyką jako nową gałęzią nauki.
Nową w jakim znaczeniu?
– Po raz pierwszy w historii dostrzeżono potrzebę interdyscyplinarnego połączenia z jednej strony nauk empirycznych, takich jak biologia, chemia i medycyna, z dziedzinami humanistycznymi, jak filozofia, teologia, socjologia oraz prawo. Tak więc bioetyka jest refleksją moralną na temat tych działań i zachowań ludzkich, które dotyczą spraw zdrowia i życia. To nie tylko nauka o charakterze interdyscyplinarnym, lecz także etyka stosowana, czyli praktyczna. Bioetyka nie jest tylko akademicką dziedziną teoretyczną – jej intencją jest kierowanie i określanie dopuszczalnych zachowań w dziedzinie biomedycznej. Dlatego mówi się wiele o potrzebie tworzenia bioprawa, a nawet biopolityki. Jest ojciec osobą duchowną, a więc kierującą się światopoglądem religijnym. Czy główna linia podziału w kwestiach bioetycznych przebiega właśnie między światopoglądem religijnym a niereligijnym?
– Nie wiem, czy główną linią podziału w bioetyce jest ta między światopoglądem religijnym i niereligijnym. Mogę natomiast powiedzieć, że, po pierwsze, nasza wiara pomaga uznać, iż istnieje prawda obiektywna, a więc warto jej szukać, a po drugie, jest ona źródłem większej uwagi i pełniejszego szacunku w odniesieniu do osoby ludzkiej. Wiara jest więc dodatkowym impulsem do poszukiwania prawdy, szczególnie tej dotyczącej osoby ludzkiej. Natomiast tam, gdzie brakuje tej pozytywnej inspiracji wypływającej z wiary, można automatycznie zauważyć brak przekonania w istnienie prawdy. Rodzi się więc poważny problem o charakterze epistemologicznym. Sceptycyzm poznawczy, który dominuje obecnie w wielu sektorach bioetyki, prowadzi do wykształcenia się mentalności utylitarystycznej. Wtedy celem nadrzędnym staje się dobrobyt ogółu społeczeństwa, nawet jeśli wymaga ono poświęcenia życia poszczególnych jednostek. Utylitaryzm usprawiedliwia np. instrumentalne namnażanie ludzkich embrionów do wykorzystania ich komórek
macierzystych w celach terapeutycznych. Podobnie, z utylitarystycznego punktu widzenia, aborcja jest moralnym dobrem, gdyż niechciane dzieci są ciężarem dla społeczeństwa. Najgłębszym podziałem w świecie bioetycznym jest więc podział epistemologiczny i antropologiczny. W naszym przypadku wiara katolicka wspiera wizję bioetyki personalistycznej, czyli opartej na przekonaniu o obiektywnej prawdzie na temat tego, kim jest osoba ludzka, i skoncentrowanej na obronie niepodważalnej godności każdej osoby.
Jak jednak prowadzić dialog i szukać porozumienia z kimś, kto nie uznaje możliwości dotarcia do prawdy?
– Przyznaję, że jest to trudne do osiągnięcia, zwłaszcza w dzisiejszej kulturze medialnej. Debaty publiczne, wywiady i programy publicystyczne nie służą bowiem odkryciu prawdy, ale przekonaniu dziennikarzy lub zgromadzonej publiczności do własnej racji. Trudno w takiej sytuacji mówić o prawdziwym dialogu, bowiem żadna ze stron tak naprawdę nie słucha tego, co mają do powiedzenia inni, stara się jedynie uwiarygodnić w oczach słuchaczy. Z doświadczenia wiem natomiast, że jeśli istnieją odpowiednie warunki do dyskusji, to bardzo łatwo jest przekonać tych, którzy utrzymują, że prawda nie istnieje, iż są w błędzie.
W jaki sposób?
– Jeśli bowiem mówią, że prawda nie istnieje, to tak naprawdę powinni zamilknąć, bo już samo to stwierdzenie byłoby prawdą uniwersalną. Popadają więc w ten sposób w sprzeczność. Według elementarnych zasad logiki "prawda nie istnieje" może być twierdzeniem albo prawdziwym, albo fałszywym. Jeśli to prawda, wówczas stwierdzenie "prawda nie istnieje" jest fałszywe. Natomiast jeśli to fałsz, to prawda istnieje, tak więc stwierdzenie "prawda nie istnieje" jest tym bardziej błędne. Jeśli więc przez chwilę logicznie pomyśleć, okaże się, że dla tych, którzy twierdzą, że "prawda nie istnieje", nie ma innego wyjścia, jak zamilknąć. Ale mogą oni powiedzieć, że nie istnieją wartości absolutne.
– W takim wypadku sugeruję im legalną możliwość przywrócenia tortur albo niewolnictwa. Wtedy się nagle oburzają. Jest to więc dowód na to, że w gruncie rzeczy każdy z nas ma naturalnie zakodowane przekonanie o pewnych wartościach absolutnych, o istnieniu dobra i zła. Niestety, w praktyce dzieje się tak, że nawet jeśli udaje się przekonać największych nawet sceptyków o istnieniu prawdy moralnej, używając tak skrajnych przykładów, jak tortury, niewolnictwo lub wykorzystywanie dzieci, to w przypadku problemów bardziej skomplikowanych, jak np. aborcja albo eutanazja, nagle się okazuje, że ich zwolennicy nie chcą już dalej zaakceptować wyżej przedstawionego toku rozumowania, ponieważ nie poszukują już prawdy, lecz idą za swymi partykularnymi interesami lub osobistymi urazami i uprzedzeniami.
Jan Paweł II często używał terminów "cywilizacja życia" i "cywilizacja śmierci". Czy oddają one istotę sporu, którego areną stała się także bioetyka?
– Przestudiowałem te wyrażenia dość dogłębnie, przygotowując kiedyś publikację na ten temat. Otóż Jan Paweł II odnosi termin "cywilizacja śmierci" do dość szeroko rozpowszechnionego dziś przekonania, że śmierć może być kulturowo zaakceptowana i propagowana jako sposób rozwiązywania problemów. "Cywilizacja śmierci" oznacza więc, że znaleźliśmy się w sytuacji, kiedy śmierć staje się poszukiwanym dobrem jako sposób na uporanie się z trudnościami. Przykładowo, dla bezdzietnej pary starającej się o dziecko przy użyciu sztucznego zapłodnienia utrata kilkunastu embrionów podczas procesu selekcji i implantacji jest do zaakceptowania. W przypadku osób cierpiących i schorowanych eutanazja wydaje się również rozwiązaniem. Dla matek spodziewających się dziecka, które znajdują się w trudnej sytuacji materialnej lub po prostu nie chcą urodzić, aborcja jawi się jako ostatnia deska ratunku.
Skąd bierze się ta narastająca akceptacja śmierci jako sposobu rozwiązywania problemów?
– Według mnie ostatecznym powodem, który podtrzymuje "cywilizację śmierci", jest zanikający szacunek dla godności osoby ludzkiej jako takiej. Jeśli bowiem przyjmuję, że osoba ludzka jest godna szacunku o tyle, o ile nie cierpi, jest sprawna i jest w stanie prowadzić „normalne” życie, to w sytuacji, gdy zabraknie tych elementów, śmierć może się jawić jako dobro moralne. Jeśli natomiast postrzegam osobę ludzką jako podmiot godny szacunku w każdych warunkach i obdarzony niepodważalnym prawem do życia, którego nie możemy mu nigdy odebrać, wtedy śmierć, traktowana jako rozwiązanie kłopotliwej sytuacji, jest niedopuszczalna i nie do zaakceptowania. "Cywilizacja życia" nie dopuszcza więc w żadnym przypadku usiłowania, nakłaniania czy też powodowania śmierci, ale zawsze opowiada się po stronie prawa do życia i szacunku wobec każdej osoby. Nawet w środowisku akademickim nie ma jednej definicji śmierci. Nie ma też zgody w sprawie początku życia człowieka. Wszystko dlatego, że u podstaw nie ma tak naprawdę
jednomyślności w kwestii samej definicji człowieka i człowieczeństwa. Skąd się biorą tak dramatyczne różnice?
– Wydaje mi się, że jednym z głównych powodów takiego stanu rzeczy jest współczesny kryzys myślenia filozoficznego w ogóle, a konkretnie zwątpienie w istnienie prawdy. Myślę, że czasy obecne przypominają nieco okres dominacji sofistów w starożytnej Grecji. Tak jak sofiści w tamtym czasie potrafili przy użyciu pewnych figur retorycznych, mniej lub bardziej formalnie poprawnych, doprowadzać do absurdów, demonstrując choćby, że ruch nie istnieje, tak też i dzisiaj triumfujący sceptycyzm nie pozwala nam dotrzeć do prawdy. Kryzys epistemologiczny i metafizyczny, tzn. niezdolność do dogłębnego poznania rzeczywistości, pociąga za sobą kryzys antropologiczny, redukujący istotę człowieczeństwa, a to automatycznie znajduje swoje odzwierciedlenie w bioetyce. Jeśli bowiem dominuje pogląd, że prawda jako taka nie istnieje, i że każdy ma swoją rację, to nie jesteśmy w stanie powiedzieć, kim lub czym tak naprawdę jest osoba ludzka. Ten kryzys antropologiczny staje się bardzo korzystny dla propagowania mentalności
utylitarystycznej.
Jaki problem uważa ojciec za największe bioetyczne wyzwanie współczesności?
– Moim zdaniem jest to błąd antropologiczny, który stawia człowieka na równi z innymi stworzeniami, neguje wzniosłość i szczególną godność osoby ludzkiej. Ten błąd antropologiczny polega na uznaniu, że między człowiekiem a resztą świata biologicznego istnieją tylko pewne różnice w stopniu rozwoju, nie zaś różnice metafizyczne, tzn. esencjonalne, czyli dotyczące natury. W wyniku silnego wpływu darwinizmu i materializmu zatracono gdzieś poczucie złożoności i bogactwa osoby ludzkiej, które nie pozwalały zredukować go do kawałka myślącej materii. Warto przypomnieć, że to właśnie Darwin starał się udowodnić, iż człowiek jest po prostu ostatnim ogniwem w łańcuchu ewolucji rządzonej przez prawo przypadku, a więc pozbawionej jakiegokolwiek racjonalnego planu. Także duchowe wymiary ludzkiej egzystencji, takie jak religijność i moralność, miały być niczym innym jak owocem adaptacji ewolucyjnej. Po darwinizmie ekologicznym narodził się darwinizm społeczny, który stał się motorem napędowym dla rasizmu, eugenizmu,
programów przymusowej eutanazji i kastracji. Również w przypadku darwinizmu społecznego mamy do czynienia z materialistyczną i deterministyczną wizją człowieka jako kolejnego elementu w łańcuchu ewolucji. W ten oto sposób człowiek został pozbawiony swojej wzniosłości, tak bardzo podkreślanej już w starożytnej Grecji (np. u Arystotelesa), a potem przede wszystkim przez chrześcijaństwo, które mówi o godności człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boga. To właśnie w chrześcijaństwie natura ludzka została uwznioślona w osobie Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który przyjął ludzką postać, by następnie umrzeć na krzyżu i ponownie pojednać nas z Bogiem i dać nam życie wieczne. Ta niezwykła wzniosłość człowieka jest też zaznaczona w jednym z psalmów, który mówi: "Kimże jest człowiek, że o nim pamiętasz? Uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów". Natomiast w sytuacji, gdy zaczyna brakować kulturowej świadomości wzniosłości człowieka, osoba ludzka zredukowana do kawałka materii łatwo może stać się narzędziem
realizacji czyichś interesów lub przedsięwzięć naukowych. Można go wtedy bezkarnie zabijać albo na nim eksperymentować. Za jedną z takich niemoralnych praktyk Kościół uznaje klonowanie. Dlaczego?
– Kościół jest absolutnie przeciwny klonowaniu istot ludzkich, gdyż jest ono wyraźną obrazą ludzkiej godności. Klonować oznacza bowiem determinować istnienie innej osoby nie jako owocu miłości jego rodziców, ale jako wyniku procedur technologicznych. Po drugie: klonować to zaprogramować istnienie danej osoby, która jest chciana nie jako ona sama, ale jako kopia kogoś już żyjącego. Klon człowieka nie jest nigdy chciany i kochany sam w sobie, jako odrębna i niepowtarzalna jednostka, ale tylko jako uzupełnienie, tj. zastąpienie kogoś innego, np. zmarłych dzieci. Niedopuszczalne jest też klonowanie terapeutyczne istot ludzkich, bowiem ten drugi "ja", powołany do życia w laboratorium, został stworzony tylko po to, by być źródłem organów potrzebnych do ratowania kogoś innego. Mamy tu więc do czynienia z instrumentalizacją ludzkiego życia, gdzie jedna istota zostaje stworzona jako rezerwuar części zamiennych dla innej osoby. To obraza godności nie tylko pojedynczych jednostek, lecz także całej ludzkości.
Czy klon człowieka ma duszę?
– Jeżeli efektem końcowym klonowania, jest organizm żyjący, przynależący do rodzaju ludzkiego, a nie jedynie jakaś grupa komórek i tkanek, to istota taka, jak każda osoba ludzka, posiada duszę. Św. Tomasz z Akwinu naucza, że dusza ludzka jako byt duchowy, a więc niewymierny i niematerialny, nie może być przekazana przez rodziców w akcie seksualnym, który jest aktem materialnym, ale jest darowana przez Boga. Mamy więc do czynienia, jak wyraża się św. Tomasz, z "materią wystarczająco usposobioną". Mamy z nią do czynienia w momencie zapłodnienia. Od tej chwili zaczyna bowiem istnieć nowy organizm przynależący do gatunku ludzkiego, tj. organizm ludzki, który zostaje ożywiony przez niematerialną duszę wprowadzoną w ludzkie ciało przez Boga.
Czy tak samo jest, gdy nowe życie ludzkie pojawia się na drodze klonowania?
– Tak samo. Niektórzy pytają z niedowierzaniem, jak to możliwe, by wszechmogący Bóg podporządkowywał się działaniu naukowców, którzy produkując w laboratorium "materię wystarczająco usposobioną", zmuszają Boga do darowania duszy. Myślę, że rzeczywiście tak jest, iż w tej sytuacji Bóg "podporządkowuje się" woli człowieka. Podobnie jest w sytuacji, gdy kobieta zachodzi w ciążę w wyniku gwałtu. Nawet jeśli sposób poczęcia takiego dziecka jest obrazą dla godności ludzkiej, to nie zmienia to faktu, że dziecko, które rozwija się w jej łonie, jest jednostką ludzką, a więc posiada duszę. Widzimy więc, że Bóg staje się nawet "poddanym" nieszczęsnego gwałciciela, gdyż ten sam Bóg chciał, by w momencie, gdy dochodzi do pojawienia się żywego organizmu ludzkiego, pobudzić w ludzkim ciele niematerialną duszę.
– Każdy klon ludzki jest oddzielnym indywiduum, które posiada odrębną osobowość. By zrozumieć zależność między klonem a organizmem macierzystym, odwołajmy się do przykładu bliźniaków jednojajowych. Mamy do czynienia z dwoma osobami o bardzo podobnej (ale nie identycznej!) konfiguracji genetycznej. Dlatego są to dwie odrębne istoty ludzkie, a każda z nich posiada własną duszę. Warto to podkreślić, gdyż wbrew pozorom różnice pomiędzy klonem a jego organizmem macierzystym są nawet większe niż pomiędzy bliźniakami jednojajowymi. W związku z tym przypomina mi się prośba pewnego naukowca sprzed kilku lat. Chciał on sklonować samego siebie, by stać się nieśmiertelnym. Zakładał, że jego klon zostanie później również sklonowany itd. Nawet gdyby zrealizowano jego prośbę, nie miałoby to nic wspólnego z nieśmiertelnością. Przyjdzie bowiem dzień, kiedy człowiek ten umrze, a jego ciało zostanie pogrzebane. Przy życiu zaś pozostanie jego klon, tzn. inna już osoba – fizycznie bardzo przypominająca naukowca, ale żyjąca
własnym życiem. Przykład ten uświadamia nam nie tylko, że nie ma innej recepty na nieśmiertelność niż nadzieja życia wiecznego, lecz także iż każda osoba ludzka, nawet ta sklonowana, jest odrębną istotą.