Klniesz, zapłacisz
Jak ich piwo będzie kosztować 103 złote, to pójdą do domu – uznali policjanci z Mysłowic. Od początku roku wystawili blisko dwieście mandatów za używanie wulgarnych słów w miejscach publicznych, 43 sprawy trafiły do sądu. Co przeklinanie ma wspólnego z piwem? Ano to, że najczęściej właśnie grupki pijących alkohol na parkowych czy osiedlowych ławkach używają „łaciny”. I łamią art. 141 kodeksu wykroczeń.
– Ten artykuł mówi, że kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek, albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny lub nagany – tłumaczy podinspektor Stanisław Surowiec, rzecznik bytomskich policjantów. W Bytomiu od początku roku skierowano do sądu 18 wniosków – wszystkie za używanie wulgarnych słów w miejscu publicznym. Posypały się też mandaty. Kto nas może ukarać? Policjant (szczególnie wyczuleni są na przekleństwa w miejscach, w których przebywają dzieci) albo strażnik miejski. – Ale umundurowany policjant ma z tym problem, bo kiedy „pieniacze” go widzą, od razu przestają kląć – przyznaje Surowiec. – Chyba, że awanturnik jest pijany, wtedy wszystko mu jedno.
Pijany na pewno nie dostanie mandatu. Ale nie ma się z czego cieszyć. Jego sprawa w takiej sytuacji trafia do sądu. – Uznajemy, że człowiek pijany nie jest w pełni świadomy tego, co mówi i robi – tłumaczy komisarz Wojciech Pietrzok, zastępca komendanta II Komisariatu w Katowicach. Jeśli uderzymy się na ulicy w nogę i krzykniemy „o cholera!”, nikt nam nie każe płacić. Ale już ostra wiązanka pod adresem sąsiada, z uwzględnieniem, co mu zrobimy i czyim jest synem, może nas kosztować nawet 500 zł.
Bytomska straż miejska w pierwszym półroczu za przeklinanie wystawiła siedem mandatów, w sumie na 1200 zł. Było też kilka pouczeń (sprawca przeprosił i przestał kląć) i jeden wniosek do sądu. – Najgorsze jest to, że sam słyszę, że klną nawet małe dzieci, siedmio-, ośmioletnie! I to takie wiązanki...! – denerwuje się Surowiec.
– Zero tolerancji – ucina komisarz Marcin Koper z mysłowickiej komendy. – Reagujemy na śmiecenie, picie alkoholu w miejscach publicznych i wulgaryzmy.
I tłumaczy: – Sprawa jest może błaha, ale chodzi po prostu o poczucie bezpieczeństwa. Te wykroczenia rodzą później przestępstwa. Bo kiedy skwerkiem idzie starsza osoba, a na ławce siedzi trzech mężczyzn, piją i klną, to można się przestraszyć, że za wulgaryzmami pójdą zaczepki. Albo że ktoś będzie domagał się od nas dwóch złotych, bo akurat skończy mu się wino. A kiedy amator alkoholu i „łaciny” dostanie 100 zł mandatu, to piwo będzie go zbyt drogo kosztować. Pójdzie do domu. Statystyki pokazują, że w Mysłowicach na przekleństwa pozwalają sobie najczęściej ludzie młodzi – od 17 do 20 lat. Najczęściej – pijani. Tak samo jest w Katowicach. – Takie wykroczenia notujemy najczęściej „przy okazji” zakłócania porządku – przyznaje kom. Wojciech Pietrzok. – Zdarza się też, że wyzwiska lecą pod adresem policjantów.
Pieniądze z mandatów (tylko kredytowych, gotówkowe można bowiem wystawić jedynie obcokrajowcom albo osobom bez stałego miejsca zamieszkania) trafiają na konto Urzędu Wojewódzkiego.
Dorota Niećko