Klich: na pokładzie Tu‑154 nie było tajnych urządzeń
Na pokładzie samolotu Tu-154, który 10 kwietnia rozbił się pod Smoleńskiem, nie było żadnych dokumentów czy urządzeń o charakterze niejawnym - poinformował minister obrony narodowej Bogdan Klich. Podczas konferencji prasowej dotyczącej śledztwa takich informacji nie mógł udzielić premier Donald Tusk.
Podczas konferencji premier Tusk przyznał, że nie wie, czy do Katynia jakieś ważne dokumenty wieźli ze sobą np. prezes NBP Sławomir Skrzypek czy szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Franciszek Gągor. - Nie mam tej wiedzy - powiedział Tusk.
- Mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że na pokładzie nie było żadnych dokumentów o charakterze niejawnym. Nie było też żadnych urządzeń, które by działały w trybie niejawnym, czyli takich, które by zapewniały łączność kryptograficzną albo które by służyły do przetwarzania materiałów o charakterze niejawnym - powiedział Klich w "Kropce nad i" w TVN24.
Pytany, czy zna zapis z czarnych skrzynek, szef MON odparł: - Zostałem zapoznany przez rosyjską komisję badania wypadków lotniczych z częścią zawartości jednej z czarnych skrzynek, ale to jest mniej więcej jedna trzecia zapisu, i to w postaci zupełnie surowej. W związku z tym nie jestem w stanie na tej podstawie czegokolwiek wnioskować - zaznaczył.
Minister obrony zaznaczył, że osobiste rzeczy pasażerów zostały zabezpieczone przez stronę rosyjską, a następnie w całości przekazane stronie polskiej i objęte postępowaniem śledczym.
- Dopiero po zabezpieczeniu tych dowodów zostały przekazane do Polski i są w tej chwili przekazywane właścicielom i rodzinom właścicieli - powiedział Klich.
Szef MON przypomniał, że Biuro Ochrony Rządu odpowiada za bezpieczeństwo pasażerów, a wojsko - za przygotowanie pilota, samolotu oraz planu lotu. - Strona goszcząca, w tym wypadku rosyjska, przygotowuje lotnisko do tego, aby było odpowiednie i spełniało standardy zapisane w tzw. wykazie lotnisk - powiedział Klich.
Podkreślił, że oficerowie Żandarmerii Wojskowej oraz służby Kontrwywiadu Wojskowego przylecieli na miejsce katastrofy w sobotę wieczorem.
Powiedział też, że od polskich służb uzyskał informacje, że na lotnisku nie było dodatkowych urządzeń naprowadzających.
Klich powiedział, że po katastrofie samolotu konsultował się m.in. z polskim przedstawicielem przy NATO. Jak dodał, chodzi o to, żeby móc "wykorzystać potencjał NATO do lepszego przeprowadzenia naszych prac". - Ale wydaje się, że w tej chwili to nie jest konieczne - zaznaczył.
Szef MON powiedział, że być może polska komisja badająca przyczyny wypadku zgłosiła się już bądź zamierza się zgłosić do strony amerykańskiej o mapy satelitarne z rejonu wypadku.