PolskaKlęska urzędowa

Klęska urzędowa

Ofiary gradobicia sprzed tygodnia tracą już
wiarę w pomoc, którą władze obiecywały im w dniu katastrofy.
Wojewoda powołuje komisje - pisze "Gazeta Lubuska".

14.07.2004 | aktual.: 14.07.2004 08:37

Gdyby na tym polu leżały pieniądze, pchaliby się na wyścigi - mówi o urzędnikach Bogusław Szramek, rolnik z podkrośnieńskich Wężysk. Pokazuje swoje uprawy. Grad całkowicie wytłukł grykę, ziemniaki, pszenżyto. W ich miejsce zasiałby grykę, żeby chociaż pszczoły nie głodowały. Nie może, musi czekać na komisję...

Wieś wspólnymi siłami ulice oczyściła, łata dachy i przymierza się do ratowania kościoła. Wężyczanie żartują, że urzędnicy czekają aż się pokaże słońce, aby się na polu nie ubłocić, albo aż wytłuczone zboże się podniesie. Jak opowiada sołtys Wężysk Antoni Ślipko komisja z gminy miała być w poniedziałek. Nie przyjechali, a rolnikom powiedziano, że we wtorek przyjedzie komisja z województwa. Wczoraj także nikogo nie było.

I siedzimy przed domami jak te małpy na zydlu - złości się właścicielka działki, której burza zdemolowała ogródek. I nic nie można zrobić, bo później powiedzą, że strat nie było. Do sołtysa Ślipki jako ofiary gradobicia zgłosiło się 30 rolników i 35 właścicieli ogródków. 7 ha ziemniaków, 16 ha pszenżyta, 2 ha pszenicy... Współczują Holendrowi, prowadzącemu gospodarstwo w okolicy. Jemu grad zniszczył dziesiątki hektarów, ale on jeszcze ma inne pola. Tymczasem - jak podkreśla Szramek - on stracił wszystko. Grykę jakby ktoś ściął.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)