Klasa średnia bez kasy
Jeszcze nigdy po świecie nie krążyło tyle pieniędzy, z którymi nie wiadomo co zrobić. To może skończyć się nieszczęściem.
30.06.2008 | aktual.: 30.06.2008 10:33
Ropa i gaz, pszenica i ryż... Po akcjach firm nowych technologii i kredytach hipotecznych rzesza spekulantów odkryła rynek surowców. Miliardy inwestowane przez giełdowych graczy windują ceny na astronomiczne poziomy. Konsekwencje dla globalnej gospodarki i dla zwykłych ludzi są bardzo poważne.
Oczywiście to kraje rozwijające się – takie jak Chiny, Indie, Rosja czy Brazylia – podgrzały popyt i ceny na surowce. Jednak do zasadniczej zmiany na rynku doprowadziły wielkie fundusze emerytalne i inwestycyjne. Poszukując pewnych i długoterminowych zysków, wielcy inwestorzy zainteresowali się lokowaniem kapitału w surowce. Im więcej inwestowali, tym bardziej rosły ceny – choćby dlatego, że rynek spekulacji surowcowych jest bardzo ograniczony, a amatorów szybkich zysków było na pęczki. Wystarczyły niewielkie przetasowania w portfelach wielkich funduszy, by ceny ropy czy metali szlachetnych strzelały w górę.
Drogo, coraz drożej
W sierpniu ub.r. cena baryłki ropy oscylowała jeszcze wokół 70 dol., na początku marca br. przekroczyła 100, a w minionym tygodniu oscylowała wokół 135 dol. (choć incydentalnie przebijała już rekordowy poziom wartość 150 dol.). Jaki będzie ciąg dalszy?
Problem nie dotyczy tylko ropy czy złota. Weźmy dla przykładu kakao. Cena ziarna kakaowego od początku 2007 roku wzrastała o 40 proc., choć surowca jest pod dostatkiem. A ryż? Worek ryżu kosztuje teraz prawie trzy razy więcej niż w styczniu. Pszenica, kukurydza i soja też osiągnęły w tym roku rekordowe ceny, kurs złota szaleńczo skacze. Złoto tak naprawdę nie jest nikomu potrzebne, ale ropa to smar gospodarki, jeśli będzie coraz droższa, motor koniunktury zacznie się zacinać.
Równocześnie w wielu krajach Europy – we Francji i Włoszech, w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii – w ostatnich tygodniach doszło do protestów przeciwko wysokim cenom benzyny. Rolnicy, rybacy, taksówkarze, kierowcy tirów – im wszystkim na koniec miesiąca zostaje coraz mniej pieniędzy na życie. Obawiają się o swoją egzystencję. Jednocześnie rosną koszty utrzymania. Na początku czerwca niemiecki Bundesbank drastycznie podwyższył prognozowany na bieżący rok wskaźnik inflacji z 2,3 do trzech procent.
Zwykłym ludziom szczególnie dają się we znaki ceny energii. Przeciętne koszty energii dla typowego gospodarstwa domowego w Niemczech wzrosły od 2004 roku o około 100 euro miesięcznie. A to dopiero początek. Już teraz jest pewne, że gaz w ciągu roku znacząco podrożeje, bo jego cena jest powiązana z ceną ropy. Kto płaci czynsz, już teraz powinien nastawić się na duże podwyżki. Standard życia wielu ludzi jest zagrożony. Stąd pytanie: czy wzrost cen jest nieunikniony, niejako naturalny, bo podaż nie nadąża za popytem? Czy może działają tu inne, tajemne siły: spekulanci, którzy wykorzystują zmniejszanie się zasobów, by szybko się wzbogacić?
Markus Detmer