Kilka ton pocisków zakopanych koło domów na D. Śląsku
Ta historia brzmi jak żywcem wyjęta z filmu sensacyjnego. Ale przebieg wydarzeń potwierdza kilka osób. W tym mężczyzna, który, jak opowiada, zakopywał pociski na terenie Boguszowa-Gorców, niedaleko Wałbrzycha. Miejscowa policja już zajęła się sprawą niewybuchów.
- Wkopaliśmy pod ziemię dwie i pół fadromy bomb, to będzie z pięć ton - szacuje Mirosław Jankiewicz z Boguszowa-Gorców. Twierdzi, że zrobił to na zlecenie prywatnej firmy, do której należy plac.
- Wtedy tu, na miejscu, był kierownik, to on nam bezpośrednio zlecił, byśmy to zakopali - mówi pan Mirosław. Mężczyzna, o którym wspomina, zmarł kilka lat temu na serce.
Historia wydarzyła się pięć lat temu. Z panem Mirosławem kopało jeszcze czterech innych mieszkańców Wałbrzycha i okolic. Dziś pracują za granicą. Przebieg wydarzeń przedstawiony przez Mirosława Jankiewicza potwierdza inna osoba, związana przed laty z tą samą firmą.
Kilka ton materiałów wybuchowych miało być cofniętych z huty na Śląsku. Tam nie zostały przyjęte, bo - jak oficjalnie uznano - "złom nie spełniał wymogów".
- Wtedy wymyślił, by je zakopać pod Wałbrzychem, skoro okazało się, że nie można towaru spieniężyć - tak historię relacjonują osoby kiedyś związane z firmą. - Pamiętam, jak przyszła informacja, że złom nie został przyjęty. Wszyscy wiedzieli, że były to niewybuchy - mówi Henryk Maćków z Wałbrzycha, który kiedyś był związany z firmą.
Sprawę znają też mieszkańcy Boguszowa-Gorców. Ryszard Gnyp, miejscowy ekolog, wiele razy rozmawiał o zakopywanych pociskach z kierownikiem oddziału zakładu. - Znałem się z J.O. Nieraz opowiadał, że zakopują niewybuchy znalezione na składowisku - mówi pan Ryszard. - To przecież niezgodne z prawem, a przede wszystkim niebezpieczne - dodaje mieszkaniec Boguszowa-Gorców, znany w regionie społecznik i działacz na rzecz ekologii.
Saperzy z Głogowa przyznają, że mają bardzo dużo zgłoszeń, kiedy ludzie wskazują miejsca, w których mogą być zakopane pociski. Uspokajają, że mieszkańcy Boguszowa-Gorców nie mają się czego obawiać. - Jeżeli okaże się, że pociski tam rzeczywiście są, na pewno będziemy interweniować - mówi Bogdan Pisarski, dowódca saperów z Głogowa. Na razie sprawą zajęła się wałbrzyska policja. Jeszcze w piątek zostało wstępnie przesłuchanych kilka osób, również pan Mirosław.
Funkcjonariusze zabezpieczyli teren w Boguszowie-Gorcach. Plac i najbliższa okolica są systematycznie patrolowane przez policjantów. W najbliższych dniach ziemia we wskazanym miejscu będzie sprawdzana georadarem.
- Sprawdzamy też okoliczności tej sprawy i tylko tyle mogę na razie powiedzieć - komentuje Jerzy Rzymek z wałbrzyskiej policji.
Jak śmietnisko
To kolejna sprawa, kiedy na Dolny Śląsk trafiają niebezpieczne odpady. W tym roku ma być ostatecznie rozwiązany problem toksycznej hałdy z odpadów z rtęcią w Boguszowie-Gorcach. Taką deklarację uzyskały władze miejscowości z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska w Warszawie. Ponad 1600 ton stłuczki rtęciowej przywieziono do Boguszowa w 1990 roku z Rzeszowskich Zakładów Lamp Samowyładowczych. Trans-port miał być przemielony w nieistniejącej już kopalni barytu i trafić do Afryki, jako materiał do budowy dróg. Uniemożliwia bowiem rozrastanie się roślinności. Do czasu likwidacji kopalni, zdołano przemleć i wyeksportować tylko połowę hałdy. Reszta została i zaczęła zatruwać mieszkańców, przenikać do wód gruntowych oraz płynącego w pobliżu potoku Lesk. - Skażenie rtęcią wód gruntowych może spowodować przewlekłe zatrucia organizmu - tłumaczy Adam Druszcz, specjalista neurochirurg. - Szczególnie niebezpieczna jest dla układu nerwowego i kostnego dzieci oraz młodzieży - dodaje.
Hałda z rtęcią należy do Skarbu Państwa.
Górna granica kary za nielegalny przywóz odpadów wynosi 300 tys. zł. Najniższa kwota to 5 tys.
Polecamy w wydaniu internetowym polskatimes.pl/Gazeta Wroclawska: Awans szefa Radia Wrocław