Kilka godzin wiózł ofiarę wypadku do lekarza
Policjanci zatrzymali 47-latka, który w Dobiesławicach w Świętokrzyskiem potrącił pieszego, a potem kilka godzin wiózł go do lekarza. Ranny nie doczekał się pomocy i zmarł - poinformował kom. Krzysztof Skorek z zespołu prasowego świętokrzyskiej policji.
Policjant podkreślił, że postępowanie mieszkańca gminy Koszyce w
Małopolsce jest niezrozumiałe.
Sprawca wypadku mówił policjantom, że jadąc w swoim audi z Kazimierzy Wielkiej do domu w małej miejscowości koło Koszyc potrącił pieszego. Rzekomo nie mógł się dodzwonić po pomoc, dlatego postanowił zawieźć rannego na pogotowie w Kazimierzy. Poprosił kobietę, która była świadkiem, by pomogła mu umieścić poszkodowanego na tylnym siedzeniu w samochodzie. W Kazimierzy mężczyźnie rzekomo popsuł się samochód. Mimo, że znajdował się około 400 metrów od siedziby pogotowia, zamiast wezwać pomoc medyczną, zadzwonił po syna, który przyjechał drugim autem i odholował go do domu.
Mężczyzna zostawił auto w garażu i co jakiś czas zaglądał do rannego. Około godz. 23 zdecydował, że zawiezie go do lekarza. W Koszycach ponownie zepsuł mu się samochód i wtedy zadzwonił na pogotowie. Lekarz stwierdził, że potrącony 44-latek nie żyje. Wezwano policję. Kierowca był wówczas trzeźwy.
Mężczyzna został zatrzymany. Prawdopodobnie odpowie za nieudzielenie pomocy rannemu, za co grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.