Kieszonkowcy plagą pociągów kursujących przez Ligotę
Na stacji Katowice Ligota wsiada do pociągu jadącego w kierunku Katowic grupka czterech młodych mężczyzn. Wyglądają na bardzo uprzejmych, pomagają nawet starszej pani wnieść do pociągu ciężki bagaż. Następnie przechodzą przez przedziały pociągu w poszukiwaniu wolnych miejsc. Kiedy znajdą miejsca, zajmują je i wieszają swoje kurtki przy siedzeniu. Jednak już na następnej stacji młodzi mężczyźni zdejmują swoje kurtki z wieszaków i postanawiają wysiąść. Dlaczego? Właśnie okradli pasażerów z portfeli i telefonów.
21.06.2004 | aktual.: 21.06.2004 10:46
Grupa kieszonkowców w okolicy stacji Katowice Ligota działa od kilku lat. Metoda kradzieży jest prawie zawsze ta sama: wyciąganie wartościowych rzeczy z wiszących na wieszaku ubrań pasażerów podczas wieszania własnej kurtki.
Przestępcy działają w sposób coraz bardziej bezczelny, stosując przemoc. We wtorek w biały dzień jednej z pasażerek zrabowano telefon komórkowy. Kiedy dziewczyna chciała go odebrać napastnikowi, ten powalił ją na podłogę i przeciągnął przez cały wagon. Uciekł wyskakując w biegu z pociągu. Wcześniej w podobnej sytuacji złodziej ze swą ofiarą po prostu wypadli z wagonu.
Pasażerowie w większości przypadków boją się interweniować w obawie przed pobiciem. Boją się także konduktorzy, ponieważ są przez gang kieszonkowców zastraszani. Kiedy jedna z konduktorek próbowała przeciwdziałać dokonywanej na jej oczach kradzieży, zagrożono jej wypchnięciem z pociągu.
Za bezpieczeństwo podróżnych odpowiedzialna jest policja i Służba Ochrony Kolei, jednak zarówno pasażerowie, jak i konduktorzy skarżą się, że służby te działają w sposób nieudolny.
- Niejednokrotnie byłam świadkiem kradzieży w pociągu, czy też na peronach - mówi jedna z pasażerek - Kradzieży dokonywano nawet w obecności policji czy SOK. Mają oni większe możliwości złapania kieszonkowców, a mimo to pozostają bierni.
Rozmowa z nadkom. Barbarą Mitręgą, komendantem VI Komisariatu Policji
DZ: Jak często policja otrzymuje zgłoszenia o kradzieżach kieszonkowych w pociągach w okolicy stacji Katowice Ligota?
Barbara Mitręga: Zgłoszenia z tej okolicy otrzymujemy średnio raz w tygodniu. Dziwi mnie, że konduktorzy nie zgłaszają nam, że wiedzą, kto kradnie. My wiemy, kto dokonuje kradzieży, ale wiedzieć, a udowodnić to dwie różne sprawy. Dziś rano (tj. w środę - red.) otrzymałam sześć zawiadomień o kradzieży. Ale wszystkie zeznania pokrzywdzonych kończą się słowami: "nie widziałem sprawcy". Kogo mamy ścigać, jeśli osoba okradziona była tak nieuważna, że nawet nie pamięta, kto i kiedy ją okradł?
DZ: Jak powinien zachować się pasażer pociągu, gdy zauważy dokonywanie kradzieży kieszonkowej? Czy bezpośrednia interwencja nie naraża go na pobicie przez osoby dokonujące kradzieży?
BM: Od kilkunastu lat, kiedy pracuję w policji, nie przypominam sobie zgłoszenia, żeby osoba dokonująca kradzieży pobiła okradanego. Z naszych doświadczeń wynika, że zazwyczaj kończy się na pyskówce. Pasażer może być straszony, zwymyślany, ale potem napastnik zwykle po prostu ucieka, bo boi się, że zostanie złapany. Dlatego ludzie powinni reagować, inaczej złodzieje czują się bezkarni.
DZ: Z ankiety przeprowadzonej w pociągach w okolicy stacji Katowice Ligota wynika, że aż 70 proc. pasażerów nie czuje się w pociągach bezpiecznie. Jak można zwiększyć to poczucie bezpieczeństwa i jak skutecznie chronić się przed kradzieżami?
BM: Wyjście jest tylko jedno. PKP powinny wynająć ochronę do przewozu pasażerów. My nie jesteśmy od tego, żeby ochraniać teren zakładu pracy, a przecież pociąg to poniekąd taki teren, bo kolej jest przedsiębiorstwem. Oczywiście robimy co możemy: patrolujemy dworce, pociągi, nie szczędzimy sił i środków, żeby było tam bezpiecznie, niestety nie da się wyeliminować zagrożenia całkowicie. Swoich rzeczy powinni też lepiej pilnować pasażerowie. Trzeba uważać podczas wsiadania, starać się trzymać bagaż przed sobą i patrzeć, czy ktoś nie próbuje się do niego dobrać.
Rozmawiał: Jarosław Orzeł
Janusz Bitner