Kierownik z listu gończego
Łódzcy policjanci od dziewięciu lat nie
mogli znaleźć ściganego listem gończym Grzegorza R. Tymczasem od
ponad roku pan ów spokojnie pracował na stanowisku kierownika
oddziału administracyjno-hotelowego Urzędu Miasta Łodzi i zasiadał
za swym biurkiem przy ul. Bojowników Getta Warszawskiego;
niedaleko też mieszkał. Łódzki sąd rejonowy wysłał za nim list
gończy w 1997 r. - pisze "Express Ilustrowany".
25.02.2006 | aktual.: 25.02.2006 08:39
Jak widać, co się odwlecze, to nie uciecze - mówi Tomasz Klimczak z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. Zrobiliśmy, co do nas należało - po zatrzymaniu dostarczyliśmy tę osobę do aresztu. Nie umiem powiedzieć, dlaczego był poszukiwany. Jakim cudem człowiek ścigany listem gończym dostał posadę w magistracie?
Wśród składanych dokumentów znajduje się jedynie oświadczenie o niekaralności - mówi Kajus Augustyniak, rzecznik prezydenta Łodzi. Może było nieprawdziwe lub nie został jeszcze skazany. Nie mieliśmy pojęcia o jego kłopotach z prawem, nie wiedzieliśmy nawet, że kierownik trafił do aresztu. Był nieobecny w pracy od 10 dni. Nie wziął urlopu, nie kontaktował się z urzędem.
Bezskutecznie staraliśmy się dowiedzieć, co się z nim dzieje, wreszcie sekretarz miasta przygotował wniosek o zwolnienie. Po telefonie od jego matki, która powiedziała, że jest chory, wstrzymaliśmy się ze zwolnieniem do czasu, aż zjawi się sam lub prześle zaświadczenie lekarskie. Przebywanie w areszcie nie usprawiedliwi jednak nieobecności w pracy - wyjaśnił Augustyniak. (PAP)