Kierowcy, który po pijanemu śmiertelnie potrącił 11‑latkę, grozi 12 lat
Przed sądem rejonowym w Bartoszycach (Warmińsko-mazurskie) rozpoczął się proces kierowcy Andrzeja Bojarczyka, który po pijanemu potrącił śmiertelnie 11-letnią rowerzystkę. Grozi mu do 12 lat pozbawienia wolności.
Sąd ze względu na interes społeczny zezwolił na podanie danych i wizerunku głównego oskarżonego. Oprócz Bojarczyka, na ławie oskarżonych zasiedli Robert M. i Jan A. Odpowiadają oni za nieudzielenie po wypadku pomocy dziewczynce i zacieranie śladów - naprawę auta po wypadku.
Do wypadku doszło w grudniu pod Bartoszycami. Kierowca potrącił jadącą rowerem 11-letnią Marysię, a następnie uciekł wraz z dwoma pasażerami, nie udzielając jej pomocy. Po ok. 20 minutach dziewczynka pozostawiona na poboczu zmarła. Kierowca miał ok. 2 promili alkoholu w organizmie.
Trójka oskarżonych przyznała się do winy. Bojarczyk wyjaśniał, że przed wypadkiem wypił około dwóch butelek wódki w pracy na jednej z podbartoszyckich wsi. Mimo, że był pijany wsiadł za kierownicę, by wrócić do domu. Wracając, potrącił rowerzystkę, ale wmawiał pasażerom, że to było uderzenie gałęzi w auto.
Spanikowałem jak zobaczyłem co się stało, kazałem im wsiadać do samochodu i odjechać - mówił Bojarczyk. Potem namówił współoskarżonych do naprawy i zaklejenia urwanego w wypadku lusterka i świateł.
Rodzice dziewczynki występujący w charakterze oskarżycieli posiłkowych powiedzieli dziennikarzom, że gdyby to było możliwe, domagaliby się kary dożywotniego więzienia. Nie mogę żyć z myślą, że mojej córki nie ma, moje cierpienie i ból skończy się z moją śmiercią - powiedziała Maria Socha, matka ofiary.
Ojciec dziewczynki mówił, że dostał z aresztu list od Bojarczyka z prośbą o wybaczenie. Ja nie mogę wybaczyć - podkreślił Marek Wertig.