PolskaKieres: 2 mln zł od rządu - na nadgodziny dla archiwistów

Kieres: 2 mln zł od rządu - na nadgodziny dla archiwistów

Nie na zatrudnienie nowych archiwistów, lecz na wynagrodzenie za pracę w nadgodzinach dla dotychczasowych przeznaczy Instytut Pamięci Narodowej 2 mln zł przyznane mu w lutym przez rząd w związku z olbrzymim napływem wniosków o dostęp do akt IPN od osób z "listy Wildsteina".

14.03.2005 | aktual.: 14.03.2005 12:50

Uznaliśmy, że bardziej racjonalne niż wydanie tych pieniędzy na zatrudnianie nowych pracowników jest płacenie nimi za nadgodziny dla doświadczonych archiwistów, którzy pracują więcej, także w soboty - powiedział prezes IPN Leon Kieres. W ten sposób lepiej sobie poradzimy z zadaniami związanymi z napływem wniosków - ocenił. Nie wykluczył jednak zatrudniania dodatkowych archiwistów w przyszłości.

8 lutego rząd przekazał IPN ze swojej rezerwy ogólnej 2 mln zł na wniosek Kieresa, który obawiał się paraliżu pracy Instytutu w związku z olbrzymią liczbą wniosków po upublicznieniu "listy Wildsteina". Wtedy Kieres mówił, że IPN wyda te pieniądze na zatrudnienie 40 archiwistów i stworzenie nowych stanowisk pracy.

4 marca Sejm uchwalił tzw. małą nowelizację ustawy o IPN, umożliwiającą osobom, których nazwiska widnieją na "liście Wildsteina", dowiadywanie się w 14 dni w IPN, czy to one figurują na liście katalogowej Instytutu, czy jest to tylko przypadkowa zbieżność nazwisk.

Wiele osób, które znalazło swoje dane na "liście Wildsteina", nie jest pewnych, czy to o nie chodzi. Dlatego składają wnioski o dostęp do akt IPN w jedynym dziś dostępnym trybie ustawowym, czyli tzw. zapytania o status pokrzywdzonego. Rozpatrzenie w IPN tych wniosków, których wpłynęło już 13 tys., może trwać miesiącami. Dlatego w nowelizacji zapisano, by w 14 dni IPN wydawał zaświadczenia, czy na liście jest rzeczywiście dana osoba. Zaświadczenie nie przesądzałoby, czy dana osoba, jeśli to ona jest na liście, ma prawo do statusu pokrzywdzonego. Teraz nowelizacją zajmuje się Senat.

Na liście inwentarzowej IPN wyniesionej przez Bronisława Wildsteina, jest ok. 164 tys. nazwisk tajnych współpracowników i funkcjonariuszy służb specjalnych PRL oraz tych, których wytypowały one do ewentualnej współpracy (na liście są też osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN). Kieres przeprosił wszystkich, którzy poczuli się dotknięci tym, że znaleźli się na tej liście.

Według sondażu CBOS, 47% Polaków uważa, że dobrze się stało, że "lista Wildsteina" została upubliczniona. Przeciwnego zdania jest 34%.

Warszawska prokuratura prowadzi śledztwo, które ma ustalić, kto w IPN skopiował listę katalogową i udostępnił ją Wildsteinowi oraz kto w Instytucie odpowiada za brak zabezpieczenia jej przed takim skopiowaniem. Za oba czyny grozi do trzech lat więzienia.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)