Kiepskie żarty Busha
Bush wyglądał jak komik, który opowiada kiepskie żarty; ale oczywiście sprawa, o której mówił, nie była do śmiechu - pisze na łamach brytyjskiego dziennika "The Guardian" historyk Timothy Garton Ash, komentując ostatnie wystąpienie amerykańskiego prezydenta na temat obecności wojsk USA w Iraku.
Przez ostatnie pół roku amerykańskie społeczeństwo wytrzeźwiało i dostrzegło rzeczywistość - przede wszystkim rzeczywistość w Iraku - uważa Ash. "Wystąpienie prezydenta George'a W. Busha w Fort Bragg obrazowało tę trzeźwość. Publiczność tylko raz przerwała oklaskami przemówienie prezydenta. Tylko raz! Zdania, które jesienią na wiecach wyborczych wywoływały burzę oklasków (jak: 'Nie pozwolimy, by zamachowcy samobójcy decydowali o naszej przyszłości'), teraz wywołały ogłuszającą ciszę" - pisze historyk.
"Ta niesamowita cisza sprawiała wrażenie, że Bush to komik, który opowiada kiepskie żarty; ale oczywiście sprawa, o której mówił, nie była do śmiechu" - dodaje.
Timothy Garton Ash zauważa, że Bush znowu przedstawił inwazję na Irak jako część globalnej wojny z terroryzmem, rozpoczętej przez ataki 11 września 2001 roku. "Pięć razy wspomniał o 11 września. O broni masowego rażenia - ani razu" - pisze.
Jednak - jak podkreśla - amerykańska komisja, powołana po 11 września, uznała, że reżym Saddama Husajna nie miał związku z zamachem na World Trade Center, zaś Irak nie był obozem szkoleniowym dla islamskich fanatyków. "Teraz jest - wskutek amerykańskiej inwazji i okupacji" - uważa Garton Ash.
"Prezydent Bush mówi: naszym wielkim osiągnięciem będzie, jeśli zapobiegniemy przeobrażeniu się Iraku w kolejny taliban, gniazdo Al-Kaidy, jakim był Afganistan. To tak jakby strzelić sobie w stopę i powiedzieć: 'Musimy teraz zapobiec gangrenie. Gdy to się uda, zrozumiecie, dlaczego miałem rację strzelając sobie w stopę'" - komentuje historyk.
Zauważa jednak zmianę taktyki Amerykanów: Nie mówią już o unilateralizmie - wszyscy podkreślają znaczenie sojuszników. W sprawie Iranu, który - jak wydawało się jeszcze pół roku temu - mógł powtórzyć losy Iraku, USA przekazały pałeczkę europejskiej trojce: Francji, Wielkiej Brytanii i Niemcom.
"Amerykańska polityka stała się lepsza, bardziej trzeźwa i realistyczna, przynajmniej częściowo dlatego, że sprawy w Iraku mają się tak źle. Historia jest przebiegła" - konkluduje Timothy Garton Ash.
Anna Widzyk