Kiełbaski zostaw leniuchom
Po swoim [ ostatnim felietonie ]( http://wiadomosci.wp.pl/kat,37078,wid,7775614,wiadomosc.html ) zostałem zaatakowany (tym razem nie fizycznie) przez dwoje praskich patriotów: nieznanego mi bliżej internautę podpisującego się Xiądz Robak i moją koleżankę S. Obydwoje zarzucili mi, że bezprawnie oskarżyłem prawobrzeżną dzielnicę Warszawy o jakieś nadprzeciętne natężenie rzezimieszków. Ponieważ sam jestem blisko związany z Pragą, ujęły mnie te polemiki. Postanowiłem więc dzisiejszy tekst poświęcić stereotypom i zadedykować go S. i Xiędzu.
Stereotypy są. I nawet ministrowie i ministry sobie z nimi nie potrafią poradzić. Stereotyp jest na przykład taki, że na warszawskiej Pradze biją. Bardzo to łatwo sprawdzić. Stereotypem taki wyznają ci, którzy na Pragę nie jeżdżą. Dlaczego? Bo tam biją. Sprawa prosta. Tym sposobem samo wyznawanie stereotypu staje się najlepszym dowodem na jego prawdziwość.
Nie zamierzam tu dokonać egzekucji stereotypu, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że bez nich funkcjonowanie w świecie byłoby bardzo utrudnione. Stereotypowy pogląd, że kierowcy taksówek nie zwracają większej uwagi na innych uczestników ruchu, wielokrotnie uratował mnie i mój rower od tragicznego końca (z całym szacunkiem dla wszystkich taksówkarzy, którzy nie wymuszają pierwszeństwa, wyprzedzają z zachowaniem odpowiedniego dystansu i nie zajeżdżają drogi na skrzyżowaniu). Stereotyp jest jak wygodny szeroki dukt, który zaprowadzi wędrowca dokładnie tam, gdzie chce on dojść. Wędrowiec nie zobaczy wprawdzie po drodze nic ciekawego, nie dowie się niczego nowego, nie zmieni żadnego poglądu, ale przed nocą, będzie jadł w domu ulubione kiełbaski, oglądając ulubiony program telewizyjny. Gdybyśmy się jednak czasem odważyli, skręcili w bok, poszli pod górkę, później zbiegli nad strumyk, przeprawili się przez niego i znaleźli w zupełnie innej, niestereotypowej części światopoglądu – może zostalibyśmy bez kiełbasek i TV,
ale za to niektóre rzeczy zobaczylibyśmy z zupełnie innej perspektywy.
To oczywiście bardzo teoretyczne dociekania, gdyż rzadko możemy obecnie wchodzić na górkę (nie mówiąc już o przekraczaniu strumyka). W sumie łatwo to zrozumieć. Żaden telewizor nie będzie nakłaniał do schodzenia z duktu, skoro w ten sposób od telewizora się będziemy oddalać (i od kiełbasek). Podam taki przykład: kilka lat temu zostałem zaczepiony na ulicy przez ekipę jednej z wiodących telewizji i zapytany o to, co znaczą słowa modlitwy Ojcze Nasz: “i nie wódź nas na pokuszenie”. Uznałem to pytanie za ciekawe i dałem swoją wykładnię tej frazy (zgodną z wykładnią Kościoła). Wieczorem w telewizorze zobaczyłem materiał informujący o tym, że Polacy nie znają słów najstarszej modlitwy chrześcijaństwa. Ilustracją tej tezy była miedzy innymi sonda uliczna, w której padała moja wypowiedź: “to ciekawe pytanie”. Nic więcej nie powiedziałem w telewizorze, więc poczułem się nieco oszukany. Zapytałem mailowo reportera, dlaczego nie uznał za stosowne pokazać, że jednak wiem, o co się modlę. Reporter wytłumaczył mi
powagą swojego urzędu, że w sondzie nie chodziło o wytłumaczenie sensu słów modlitwy, a o ukazanie, że Polacy ich nie rozumieją. A jeśli niektórzy rozumieją? Na pewno nie rozumieją. Przecież na Pradze biją.
Głośno jest ostatnio o różnych reklamach, w których pojawiają się przerysowane, karykaturalne, ośmieszające, albo poniżające wizerunki nie-białych, nie-heteroseksualistów, albo nie-mężczyzn. Reklamy te sprawiają masę uciechy białym heteroseksualnym mężczyznom (którzy dzięki nim mogą utwierdzać się w swojej białej heteroseksualnej męskości). Krytykowani za powielanie szkodliwych stereotypów twórcy tych reklam bronią się, utrzymując, że po prostu, korzystając z ogólnie wyznawanych przez społeczeństwo wzorców, pragną zbijać kasę. I to jest ich święte prawo wyznawców Mamony. Szkoda tylko, że biegnąc na oślep swoim szerokim i prostym duktem w stronę kiełbasek (i innych kokosów), narzucają ten sam kierunek wszystkim innym, depcząc przy okazji tych, którzy decydują się skręcić gdzieś w bok.
Na ten temat na pewno jeszcze kiedyś się wypowiem. Teraz chciałbym jednak zejść z duktu i wrócić na warszawską Pragę. Otóż ja tam naprawdę zostałem pobity. Mieszkałem 26 lat na Pradze i w pewien listopadowy wieczór, na rogu ulicy Handlowej i Remiszewskiej po prostu zostałem napadnięty. Mimo to nie stałem się wyznawcą stereotypu, że na Pradze biją (wciąż tam mieszkałem - jedna bójka na 26 lat nie była w stanie obronić tego twierdzenia).
W swoim ostatnim felietonie wspomniałem o tym wydarzeniu nie po to, by powielać szkodliwe stereotypy (a już na pewno nie po to, by zbijać kasę). Tak się jednak składa, że w walce ze stereotypami można wpaść w drugą skrajność i zostać abstynentem stereotypów: Polacy doskonale znają dogmaty wiary, na Pradze nikt nigdy jeszcze nie został pobity, Taksówkarze są najuprzejmiejszymi kierowcami, Cyganie nigdy nie kradną, homoseksualiści są bardzo męscy, kobiety nigdy nie rozmawiają o praniu.
Abstynenci stereotypu chcą dobrze. Zaciskają mocno oczy i zatykają uszy, by nie narazić się na głupoty wygadywane przez intelektualnych leniuchów, dla których stereotyp to czysta prawda. Tak się jednak czasami składa (sorry!), że czysta prawda jest dokładnie taka jak stereotyp. Wtedy intelektualne leniuchy tryumfują, a abstynenci stereotypu mają rozterkę. I wtedy najlepiej jest wejść pod górkę, zbiec w stronę strumyka, przeprawić się przez niego i zapomnieć o kiełbaskach. Niech się leniuchy cieszą i stoją w kurzu na tym swoim dukcie.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska