Trwa ładowanie...
24-11-2006 09:41

Kiedy już nie można pomóc

59-letni Edward Sobota od kilku lat był na górniczej emeryturze. Czworo jego dzieci już dorosło, dobrze się pożeniły, w życiu im się powiodło. Mógł się cieszyć z trójki wnuków, które kochał nad życie. Ten były sztygar z kopalni Pokój nie mógł jednak usiedzieć w domu bez roboty, bez celu. Zatrudnił się więc w firmie świadczącej usługi dla kopalń.

Kiedy już nie można pomócŹródło: Gazeta Krakowska
dic75w2
dic75w2

- Był taki wesoły, życzliwy dla ludzi. Wrócił na dół i kopalnia go zabrała - płacze Helena Sobota, krewna Edwarda. Górnicze wdowy, choć się nie znają, łączy jakby niewidzialna nić. To przez nią każda, nawet jednozdaniowa informacja w gazecie o kolejnej tragedii w kopalni potrafi znowu wywrócić życie do góry nogami. To co zdarzyło się we wtorek w Halembie rozdrapało stare rany. Bo wdowy po górnikach cierpią solidarnie.

Wszystko wróciło

Krystyna Klonek płacze od trzech dni. Siada na krzesło, zamyśla się - płacze. Słucha radia - płacze. - Wszystko wróciło. Jarosław Klonek, górnik strzałowy w kopalni Niwka-Modrzejów, zginął w zawale 30 kwietnia 1996 r. Zostawił żonie trójkę dzieci i rentę kopalnianą, z której trudno wyżyć. Miała wtedy 35 lat. Plany. W jednej sekundzie straciła wszystko.

Była jeszcze nadzieja

W stołówce przy kopalni Halemba, gdzie miała odbyć się barbórka, powstał prowizoryczny gabinet psychologicznego wsparcia i punkt pielęgniarski. Stworzono go z potrzeby chwili w środę rano, kiedy była jeszcze nadzieja. Wejścia pilnują ochroniarze, by pomóc uszanować żałobę. Wczoraj w środku czekały tu żony i dzieci poległych górników, ich matki, ojcowie, teściowie - ale już nie na wieść o ocaleniu, lecz na informacje, kiedy będzie można zabrać ciała najbliższych i pożegnać ich na cmentarzu.

Nikt nic nie mówił

Kopalnia nie była przygotowana na taką tragedię. Owszem, najpierw trzeba było próbować pomóc tym co na dole, anie tym na górze, ale "lista 23", czyli górników zaginionych na pokładzie 506, powstała późno. We wtorkową noc nikt nie zadzwonił do rodzin, nie otoczono ich opieką. Kiedy pod kopalnią pojawiły się przerażone i zapłakane kobiety, zrazu nie poproszono ich do środka. Nikt nie powiedział, co się stało.

dic75w2

Teresa Miłkowska o śmierci swojego 36-letniego syna Mariusza dowiedziała się z gazet. - Nikt mi nic nie mówi! - krzyczała przez łzy, kiedy wczoraj przed południem przyszła do Halemby. Jej rozpaczliwy krzyk słyszeli wszyscy. Ludzie kłębiący się na placu zastygli w milczeniu. - Ja chcę zobaczyć mojego syna!Matkę Mariusza podtrzymywała córka, Mariola Pietkiewicz. Musi być silna, dla matki. Mariusz pracował w Górniczym Przedsiębiorstwie Usługowo-Handlowym "Mard". Na dół zjeżdżał od kilkunastu lat. Osierocił syna Denisa.

Ona tego nie przeżyje

W kwiaciarni niedaleko kopalni pracuje Celina Bardas. Wszystko jej leci z rąk, klientów obsługuje płacząc. Znała Darka Dolę i jego żonę Agnieszkę. Młode małżeństwo. Tacy zakochani, tacy szczęśliwi. W maju urodził im się syn. Darek oszalał na jego punkcie. Miał 30 lat.

Jej tragedia nie umarła

Sonia Garbol, wdowa po Waldemarze Garbolu z kopalni Halemba, od wtorkowej nocy nie może spać. Wróciły najgorsze wspomnienia - jej tragedia nie umarła, z czasem nie zbladła, wciąż o sobie przypomina. Miał dwa lata do emerytury. Już się cieszyli, że sobie pożyją. Trudno powiedzieć, ile lat nienawidziła kopalni, która pięć lat temu, 7 marca 2002 r., zabrała jej męża, a z nim radość życia, perspektywy, marzenia. Sonia po śmierci Waldka nie mogła patrzeć na szyb "Halemby". Po rozpaczy i gniewie przychodzi niemoc. Były dni, tygodnie, że nie miała siły sprzątać, robić zakupów, rozmawiać z dziećmi. Siedziała i nie mogła ruszyć się z miejsca.

Potem jest zwykłe życie

Najpierw jest tragedia, kopalnia otacza opieką rodziny poległych, ofiary chowa z honorami, a wdowy traktuje z szacunkiem. Ale potem jest zwykłe życie. Zaczynają się problemy zdziećmi, które potrzebują ojca. - Moja córka rzuciła szkołę, bo powiedziała mi: Po co się uczyć, jak ludzie umierają mając 38 lat? - wzdycha pani Sonia. Jej powiedzieli od razu, bo Waldek zginął sam, zmiażdżony przez maszynę wyciągową. Do dzisiaj nie wie, co się stało. Jak to możliwe, żeby tak doświadczony górnik był w miejscu, gdzie przejeżdża maszyna? Komisję, która przyszła ją o tym zawiadomić, wyrzuciła za drzwi. Gdyby nie myśl o dzieciach, o których jej przypominano, skoczyłaby z balkonu. O wtorkowej tragedii dowiedziała się wieczorem z telewizora.

dic75w2

Trzeba być silnym

Grażyna Otrząsnek straciła męża Krzysztofa 18 lutego 2002 r. Był górnikiem w "Halembie". Miał 41 lat, byli 17 lat po ślubie. - Czas nie leczy ran, a żałoba nigdy nie mija. Jest pielęgniarką w górniczej przychodni. Żyje górniczymi sprawami, problemami, chorobami.

Sonia Garbol mieszka na osiedlu w Halembie, drzwi w drzwi z innymi żonami górników. Ich mężowie żyją, bawią wnuki, jeżdżą z dziećmi do sklepu. Ją to wszystko omija. Po śmierci męża zaczęła studia. Próbuje wypełnić miejsce po Waldku, ale nie zawsze się udaje. Krystyna Klonek została sama z problemami. Niwkę, gdzie pracował i zginął jej mąż, rozwiązano, a spadkobiercy o wdowach z tej kopalni zapomnieli. Obietnice pomocy rozpłynęły się we mgle. - Teraz był premier, prezydent, wojewoda - Krystyna Klonek ociera łzy. - Obiecali pomoc, pieniądze. Przypilnujcie, żeby dotrzymali obietnicy. Jej 23-letni syn Rafał zostanie górnikiem.

IZABELA KACPRZAK

dic75w2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dic75w2
Więcej tematów